Z mariny gdzie poprzednim razem kupiliśmy stylowe kapelusze i zapłaciliśmy frajersko za wypompowanie szamba wyruszyliśmy na Berlin. Trochę mnie zmartwił stan paliwa gdyż jest taki sam jak przed awarią a płyniemy dokładnie na tą samą śluzę . Na śluzie oczywiście godzinne oczekiwanie więc flaczki z Pudliszek poszły w ruch . Maciek zrobił zdjęcie licznikowi motogodzin ( w tym miejscu zatankowaliśmy 100 l paliwa) i z obliczeń wyszło że średnie spalanie to 2,5 l na godzinę – super. Załoga zgodziła się na plan , że stajemy w marinie Havelbaude gdzie zrzucimy szarą wodę i do tankujemy paliwa . Bardzo ładny odcinek kanału Havel -Oder . Anka steruje już jak zawodowy sternik , nawet mijanka z wielką barką nie robi na niej wrażenia
I jaka zadowolona
Czasami pozwala powozić synowi
tuż przed mariną wita nas Moby Dick

Marina prezentuje się super . Kręcimy ustawiamy , cyrklujemy jak tu dobić idealnie przed stacją paliw – zacumowane , dumni mówimy do lekko lewitującego faceta tank bitte , a on Ja fajnie tylko kaj (tłumaczenie z angielskiego) zacumowaliśmy złą stroną wszystkie media z drugiej strony . Obrócenie i ponowne zacumowanie już tak zgrabnie nie wyszło , ale się udało . Lewitujący znikł . Wyruszyłem na poszukiwania szybko gdyż dużo jachtów ma ochotę zacumować a miejsca bardzo mało , kto pierwszy ten lepszy . Znalazłem gościa , akurat skręcał bardzo dobrego papierosa ( o czemuż to nie palę) i za moją namową polewitował za mną . Uprzejma i kulturalna wymiana poglądów i lewitant wyrzucił żaglówkę z miejsca które cały czas się nam należało . łódka pięknie natankowana , osuszona z szarej wody , napełniona czystą H2O przepłynęła na wskazane pozycje gdzie power’u jeszcze dostała .
Idziemy do restaurantu na winko i piwko- relaks i piękne widoki
A co nie .
Gremium orzekło , że idziemy na spacer i zakupy – lidl jest i niemiecka promocja- ja po pół kilometra wymiękam i z Anią poprzez las wracamy na łódkę . Zdziwienie przed łodzią nie mamy kluczy – ten smutny fakt musimy zaspokoić lampką wina . Siedzimy na leżakach , a tu kuzyn Ani Szymek dotarł do nas i od razu znalazł . Radość spotkania , winko , sznycel i gadanie , wracają Maciek i Marta z kluczami i winem . Wieczór mija rewelacyjnie wszystko co przynieśli z Lidla osuszone .
Nocne gierki i idziemy spać – jutro Berlin .
SUPCIO ?