Ona: burze małe i duże

Nad ranem deszcz na mnie napadał , i dobrze, bo zanim zalało konkretnie zdążyliśmy zamknąć klapę nad sypialnią ,bez uprzedzenia zrobiła się burza. Z drugiej strony nieba świeciło wielkie wstające właśnie Słońce. Niesamowite! Zaspani słuchaliśmy pomruków i huków spotęgowanych , jak to na jeziorze . W świetle błyskawic pięknie widocznych w naszym okienku nad sypialnią zasnęłyśmy sobie skutecznie i długo. Ok. dziewiątej znudziło nam się spanie i tym razem korzystając z możliwości zamówiliśmy sobie śniadanko . Może nie do łóżka , ale chyba bardziej urokliwie pod drzewkiem. Jajecznica z ” prawdziwych jajek” z zieloną pietruszką i chlebek też ” prawdziwy” nastawiły nas pozytywnie. Krzysztof postanowił z psa gończego Djanga zrobić wodołaza i poszedł go prosić żeby wszedł do wody. Pies już lekko z tematem oswojony i lubiący po swojemu swojego pana, wszedł , a nawet zachęcony wołowiną po skandynawsku!!! ( 8 godzin w piekarniku w 70 ’) wbiegał za patykiem . To już jest sukces i to , że zawracał konsekwentnie kiedy woda sięgała mu do brzucha , nie umniejsza tego co się stało. Stali tak sobie w dwójkę w tej wodzie obaj na długich nóżkach i chociaż Krzyskowe były wyższe , to on był bardziej mokry. Zadowoleni byli obaj. Pooglądałam ich prezentacje i poszłam do sklepiku we wsi krętą ścieżka poprzez las. W sklepiku było wszystko i dużo turystycznej młodzieży kupującej jednakowe pakiety prowiantowe drożdżówka i piwo. Ja trochę namieszałam , bo przez te Krzyśkowe diety, kupiłam biały serek , pomidory , jabłuszka i takie tam… Kiedy wróciłam Krzysztof nadal działał z psem w terenie. Zajęłam się więc suszeniem tego co zostało w nocy zalane i wyrzucaniem z pokładu pokładów liści i gałązek , które burza zrzuciła z pobliskich drzew. Posprzątani popłynęliśmy na rybkę do smarzalni przy sanktuarium. Wszystko pięknie się udało. Śluzy po drodze i rybki miętusy i ciekawa zupa z chwastów. Mam przepis i spróbujemy zrobić po powrocie. Chwasty mamy! Sanktuarium na wszelki wypadek odwiedziliśmy raz jeszcze…Postem popłynęliśmy do mariny w Augustowie , ale nie dopłynęliśmy bo, po pierwsze zaczęło się robić burzowo, po drugie mając w perspektywie pozbawione światła prysznice w marinie i kryształową wodę o dobrej temperaturze w jeziorze wybraliśmy to drugie. Parkujemy wiec na dziko na pięknym cyplu. Nauka pływania dla Djanga niestety odłożona , bo tu płycizna sięga tak daleko, że znudziło nam się kombinowanie jak psa wysłać na głęboką wodę. My zdążyliśmy się wypluskać i zaczęło grzmieć , a teraz pada i pięknie to wyglada w świetle zachodzącego Słońca .

Burzowe okienko przez które widać Słońce
Dobrani kompozycyjnie kolorystycznie i ze względu na możliwe niebezpieczeństwo
Niestety nie widać dokładnie na zdjęciu , że pod nami widoki dla których warto by było zanurkować

3 thoughts on “Ona: burze małe i duże”

  1. … byłam już „na Krzychowym” a teraz tu u Ciebie Aniu zwana Anką Załogantką)) oczyma wyobraźni szlam z Tobą krętą ścieżką przez las…. wiejskie sklepiki ze „wszystkim” pamietam. Wakacje mazursko kaszubskie z rodzicami nosze e sercu do dzisiaj … dziękuje za uruchomienie wspomnienia…. niechajże żegluje moj sen – hen… w odległe jeziora dzieciństwa – szytulam ja Be

    1. Anka i Krzysiek

      Mazursko – kaszubskie , to nie Augustowskie! Do teraz nie wiedziałam ! 🤗 Cieszę się z tego, że nie miałam pojęcia, teraz mogę mieć plan…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *