Wstaliśmy dnia siódmego, był słoneczny, kryształowo błyszczący dzień. Plan wcześniej ustalony, na bogato. Witki wracały do domu. My mieliśmy się przenieść do sąsiedniej mariny i zaciągnąć na Suncampera..Okazało się jednak, że to co wyglada ładnie z wnętrza, po blizszym poznaniu ma dosyć niebezpieczna urodę . Wiatr szalał i wymiatał wodę z jeziora. Przez nasz pomost przeskakiwały fale, a sam pomost nagle okazał się pływającym pomostem, mimo, że wcześniej nie wykazywał takich chęci. Zaczęliśmy się pakować i clarować łódź , bo umówieni byliśmy z Panem czarterujacym na 11tą, Krzysztof sprytnie wyautował się na spotkanie z Panią zajmującą się sprzedażą łódek i obiecał wrócić z wózkiem,na którym mieliśmy przewieźć nasze bagaże z łódki do auta. Popakowalismy sie sprawnie, bo wiadomo, że w tą stronę pakowanie jest proste. Poza drobiazgiem, że wydzieliłam podbagaże dla nas ,do zabrania na nową łódkę. Jak się uporaliśmy z szorowaniem pokładu pojawił sie kapitan z nowym grafikiem. Pani trochę go Pani przestraszyła : że komunikaty o sztormie i nie poleca pływania , zwłaszcza, że to dla nas nowa łódź. Pani musiała być atrakcyjna, bo zrobiła więcej niż silne fale i wiatr, który bardzo przeszkadzał nam w transporcie rzeczy do aut. Tak czy siak decyzja zapadła . Trochę jednak szkoda było , bo praktyczna wiedza w temacie bardzo,by się przydała . Pożegnaliśmy wiec naszych towarzyszy i pojechaliśmy do Łabędziego Ostrowa w nadziei , że uda nam się pożyczyć Samcampera na np. 2 godziny i popływać tylko w zatoce , w której wiało trochę słabiej . Niestety czarter ma zasadę , że minimum dzień. Trudno. Na pocieszenie kupiliśmy wędzone węgorze i sumiki i zaczęliśmy wracać . Udało nam się zaklepać Suncampera do testowania w Balt Yachcie czyli niedługo wrócimy na Mazury. Pozostaje mi mieć nadzieje, że jesień będzie ciepła tego roku…
