Ona : Wchodzimy …i wychodzimy z gry

W nocy mamy pełen zakres dopieszczania : bujanie kojące i szum deszczu uspokajający. Wstajemy późno i po śniadaniu oraz uzupełnieniu prowiantu ruszamy. Żegnamy gościnny pomost ” Białej perły” i udajemy się w kanał. Tej części jeszcze nie było w naszym dotychczasowym programie. Pan Śluzowy, życzy nam miłego pływania i, do zobaczenia pojutrze. Jesteśmy dla niego atrakcją, turystów brak. Płyniemy ładnym kawałkiem kanału, jak opisał Pan w przystani, prawie Wenecja :). Ukwiecone domki wzdłuż brzegu. Piękna pogoda. Super. Sielsko i anielsko dopływamy do następnej śluzy. Pan Śluzowy informuje, że pod mostem płytko, pyta o zanurzenie i ustalamy, że damy radę. Płyniemy…pod mostem za śluzą faktycznie trudno, trochę szuramy po dnie, ale dzielnie /dzięki umiejętnościom Krzyśka/ płyniemy. Zadowolona schodzę z dziobu, z którego ślipiłam w wodę, żeby ostrzegać o płyciźnie…i w tym momencie siedzimy w piachu. Krzysiek ma koncepcje.. ale jest tak skupiony, że się nią nie dzieli. Wkładam wiosło w wodę, ale ta dźwignia nie ma szans. Zastanawiam się, czy jak wejdę do wody, dam radę popchnąć. Trochę blokuje mnie temperatura. Krzysiek stanowczo pcha się dziobem w brzeg, co nie wydaje mi się dobry pomysłem, ale łódź i tak jest zawieszona gdzieś w połowie długości i nic jej nie robią akcje Krzyśka. Stery strumieniowe obracają ją jednak powoli. Krzysiek ma kamerę cofania, ale ja mam oczy i widzę, to co z wody wystaję. Staram się to zgłosić, ale raczej nie działa! Za to Krzysiek działa w milczeniu, powoli robimy obrót, czy też inną akrobację i Benia zawraca spokojnie.Płyniemy do śluzy, którą opuściliśmy 10 min wcześniej. Pan Śluzowy przeprasza, że jeszcze nikt nie pływa i szlak nie sprawdzony. Płyniemy sobie w słoneczku… znów do Augustowa, komu to przeszkadza. Jak los tak chciał, to przyczepiamy się znowu do pomostu „Białej perły” , której właściciel wyraźnie się ucieszył, że tak ładnie przewidział przyszłość. Postanawiamy sprawdzić czy restauracje otwarte, bo to pierwszy dzień , kiedy po okresie epidemicznego zamknięcia, mogą zacząć działać. Idziemy do „Albatrosa”, to sławna miejscówka z powodu piosenki…Przed restauracją, jest ławeczka z dziewczyną z brązu, na pamiątkę „tej jedynej, nieletniej” :). Zostaję z psem na tarasie, bo na drzwiach napis, że psy zakazane. Krzysztof bada teren. Jesteśmy pierwszymi gośćmi od dwóch miesięcy!!! Kelnerka wzruszona zaprasza nawet Djanga 🙂 Krzysztof zachwycony, bo jako osobnik, który w restauracjach spędza czasu niemało, odczuwał już niewypowiedziany niedosyt. Django zachowuje się idealnie, nie na darmo od zawsze chadza z Krzysztofem na herbatkę podczas spacerów parku w parku. Te dwa miesiące z hakiem nie zatarły nawyków wpajanych od szczeniaka…Wszyscy zachwyceni. Właściciel „Albatrosa” proponuje wódeczkę, Krzysztof proponuje, że zostaniemy na noc w Augustowie, ja się zgadzam, w końcu nasz dom przypłynął z nami. Zjadamy obiad marzeń. Ta inauguracja sezonu restauracyjnego wypadła przesmacznie. Zajadam sandacza z kurkami. Przepychota. Krzysiek idzie na całość. Kartacz, golonko , szarlotka…uff! Espresso. Koniec! W serdecznej atmosferze wracamy na Benię . Krzysio spać, Django chrupać zapakowaną kość z golonki. Potem zabieram psa na spacer bulwarem,tym razem w drugą stronę. Piękny słoneczny dzień, coraz cieplejszy mimo, że to już wieczór. Tak to, od prawie pięciu dni kręcimy się po okolicy…

to ostrzeżenie , że nie można holować łodzi z brzegu? 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *