On: Pierwsze szorowanie

Po deszczowej nocy wstajemy dosyć późno bo około 9,00 , Django ciężki do obudzenia, bo bardzo zmęczony dniem poprzednim . Deszcz już przestał padać więc wykorzystałem ten fakt i wyszliśmy z Djangiem na spacerek aż pod śluzę . Śniadanko i wycieczka do centrum by uzupełnić zapasy, po drodze uzyskałem informację ,że nie ma problemu z dopłynięciem do końca kanału, aż do Biebrzy. Zaplanowaliśmy więc wyjazd na parę dni. Śluza w Augustowie zrobiona idealnie, Anka idealnie dobrała sobie miejsce do trzymania cumy i nie mieliśmy żadnego problemu, Benia idealnie równo przy ścianie śluzy. Django jak się zorientował, że schodzimy w dół zaczął szczekać i dawać nam znać, że coś jest nie tak . Po opuszczeniu śluzy pies już mógł wyjść na pokład i kręcił się jak szalony. Anka otworzyła mu przejście na rufie i zrobił chyba z dziesięć kółek. W końcu się uspokoił i razem z Anką na dziobie oglądał sobie piękne widoki. Śluza Białobrzegi bardzo ładna Pan udzielił nam informacji , że może być problem w przejściu pod mostem za śluzą i za ujściem jazu , rzeczywiście Anka musiała mnie kierować i po lekkim szorowaniu przeszliśmy dalej. Już bardzo zadowolony płynę sobie dalej gdy nagle stop wpłynąłem na mieliznę przy ujściu jakiegoś kanału . Wszystkie próby przejścia to pod jednym brzegiem to pod drugim spełzły na niczym, a wręcz pogorszyły sytuację bo nurt bardziej wpychał nas na mieliznę. Tym mocno w górę , Anka kontroluje chłodzenie silnika i delikatnie obróciłem łódkę oparty dziobem o brzeg i rufą wsunąłem się wejście do bocznego kanału i delikatnie przy pomocy steru strumieniowego dziób ustawiłem w kierunku śluzy. Jeszcze trochę szorowałem bokiem , ale Benia dała radę silniczek również nawet nie ma śladu na śrubie. Konstrukcja dna zadziałała doskonale i ochroniła napęd ( dlatego wychodziłem z tych problemów dziobem bo obawiałem się by nie zawadzić bezpośrednio śrubą w dno) Jeszcze tylko wąskie przejście pod mostem i jesteśmy na śluzie. Pod mostem w tym kierunku było łatwiej bo widziałem jak układa się nurt. Śluzowy bardzo się zdziwił widząc nas z powrotem , nie miał zielonego pojęcia, że przy ujściu kanału jest taka mielizna. Jak syn marnotrawny wróciliśmy do Białej Perły. Głodni ruszyliśmy w poszukiwaniu dobrej restauracji i zdecydowaliśmy się na kultowego „Albatrosa” z dziewczyną na ławeczce. Pani kelnerka pomimo wstepnych obaw o psa Django przyjęła nas jednak z uśmiechem , właściciel od razu zaproponował małą wódeczkę , a ja w radości wielkiej nie odmówiłem. Na przystawkę zamówiłem kartacza , a na drugie goloneczkę , a Anka sandaczyka w sosie kurkowym . Deserek to pyszna szarlotka, jak mi tego brakowało.

Ślinka kapie?
Teraz to na pewno

Mam nadzieję, że Polacy jak Włosi ruszą do restauracji by ratować Polskich restauratorów . Anka udała się z psem na dalszy spacer, a ja na zasłużoną drzemkę. Jutro płyniemy do Studzienniczej . Wieczorkiem galibartka i niestety sromotna porażka.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *