W nocy znów przyszły opady , szum deszczu i webasto skutecznie nas usypiał , tylko Django koło ósmej zaczął się kręcić i stukać w drzwi . Z wielką dozą zniesmaczenia ubrałem się i wyszedłem na zasępiony pomost . Anka dzielnie i silnie zaciskała oczy udając najgłębszy sen . Przemoczone buty po raz kolejny przypomniały mi o obietnicy zakupu kaloszy żeglarskich . Psa jakby coś opętało nie zważał w ogóle na padający deszcz i wyciągał mnie na trawnik. Po 10 min w końcu załatwił wszystkie swoje potrzeby i mogliśmy wrócić na Suncamperka. Tam o dziwo ciężko zaspana Anka już przygotowała śniadanie . Przed wypłynięciem zdecydowaliśmy się na jeszcze jeden spacer i zakupy w Centrum Augustowa. Powrót dyskusja z Panem Andrzejem z firmy Parker , przedstawicielem Mecurego o dodatkowej rezerwowej śrubie na wszelki wypadek. Ustaliliśmy ciekawą sprawę wywiercenie dwóch dodatkowych kanałów spalinowych by była lepsza manewrowość na biegu wstecznym, chociaż i tak nie jest zła. Pozałatwiałem jeszcze sprawy związane z przewozem łodzi na Mazury , przeglądem po 20 godzinach pływania , zakupem map do Simrada , bo oprócz wielu super spraw związanych z wyświetlaniem parametrów silnika, parametrami pływania przydałyby się mapy, bo to jest miłe i pożyteczne, zwłaszcza jak masz zaznaczone głębokości i miejsca niebezpieczne. W końcu ruszyliśmy, po drodze zaplanowałem dopłynięcie do gospodarstwa rybackiego by kupić tradycyjną rybkę wędzoną. Nie miałem dużych nadziei, że uda się tam gdzieś zacumować bo w zeszły roku mniejszym weekendem nie dałem rady . Po wczorajszym wejściu na mieliznę i zejściu z niej zdecydowałem się , że przybiję prawa burtą do ściany restauracji i będę starał się wpłynąć na brzeg jak się da, no i dało się. Anka skoczyła przez barierkę i płot i chyżo pobiegła do wędzarni. ( Jeszcze restauracja zamknięta).



Sieja i dwa kawałki węgorzyka czekają na wieczorną konsumpcję. Płyniemy spokojnie do śluzy Przewięź przed nami był śluzowany katamaran wycieczkowy i musieliśmy poczekać na kolejne otwarcie wrot. Silny boczny wiatr niebezpiecznie nas zepchnął na dalby ustawione przy brzegu, na szczęście ster strumieniowy, silnik z śrubą pociągową wyratowały na z opresji. Te 50 KM przy tej śrubie naprawdę wystarcza . Po śluzowaniu spokojnie wpływamy do najlepszego miejsca na trasie czyli siedlisko zatoka z restauracją. Niestety restauracja zamknięta, nie zjem wspaniałej zupy z chwastów. Doskonale rozumiem właścicieli bo przecież głównie prosperują dzięki pielgrzymkom do kaplicy Matki Boskiej Studzienicznej. Po drodze widzieliśmy tylko siostry zakonne pływające sobie na rowerkach wodnych. Ale to nic, zjedliśmy wspaniały zawekowany przez Ankę gulasz wołowy z kaszą gryczaną. Z powodu ciągłych opadów i braku możliwości wyjścia na zewnątrz zagraliśmy w galibartkę wynik 4:1 dla mnie oczywiście. Deszcz przestał padać więc spacerek z psem. Doszliśmy do kaplicy i z powrotem, Anka skierowała nas na parking i małą zarośniętą roślinnością ścieżkę by pies mógł pobiegać. Zdziwienie wielkie wspaniała ścieżka z opisem przyrodniczym, wieżami widokowymi, która przechodziła w ścieżkę historyczną pokazane okopy i opisy miejsc walki na tym terenie . Pies nie zważając na rośliny pod ochroną , oraz okopy dostał świra i latał jak oszalały, to było wielostronne piękne doświadczenie.

















Takie to Ci ciekawostki