Ona : Dzień na dziko

Dobrze się zaczyna, bo słonecznie. Rano w słońcu, jeszcze raz próbujemy zdobyć prowiant. Wycieczka wsią ulicówką, to dla miastowego psa spore wyzwanie. Zza każdego płotu coś szczeka. Docieramy jednak bez większych akcji, a sklep jest czynny! Kupujemy właściwie wszystko, co było potrzebne i wracamy objuczeni plecakami. Pies z nosem przy ziemi, jak to on. Przechodzimy obok łąki, na łące koń. Się pasie 🙂 Pies podniósł głowę i jak zobaczył „olbrzymiego psa”, tak wielkiego, że nie mógł tego przyswoić, to z czterech łap wybiło go na drugą stronę drogi. Koń się nudził i chciał się zaprzyjaźnić, dreptał za nami wzdłuż ogrodzenia, a pies szedł drugą stroną i dalej wybałuszał oczka ze zdziwienia. Doszło do mnie po drodze, że mam deficyt ubrań na 10 dni, bo Krzysiek, chyba działając dyplomatycznie, przy pakowaniu zgłosił, że będziemy tu marznąć góra 10 dni. Sam podejrzanie oszczędzał garderobę. Teraz kiedy wyszło, że przenosiny łodzi mogą się stać z piątku na sobotę, za tydzień i doliczając sprawy do załatwienia po wodowaniu na Mazurach, wyszło na dni siedemnaście. Pranie nie wchodzi w grę, bo nie ma gdzie i kiedy suszyć, dokupić też nie ma możliwości. No to jest awaria! 🙂 Trudno, popracuje nad tym. Wypływamy z gościnnej Płaskiej z zaproszeniem na za dwa dni. Będzie okazja do większej integracji, bo już będzie czynna restauracja. Panowie ze stanicy polecili nam byśmy dopłynęli do Jeziora Mikaszewo i tam zanocowali. Popłynęliśmy…Jest zimno, ale słonecznie, fajny czas na obserwację ptaków. Kaczuchy i Łabędzie prowadzą za sobą swoje kuleczkowate dzieciaki. Całkiem nowe! Dopływamy po kilku śluzowaniach do pomostów, po prawej stronie jeziora. Bardzo ładnie wygląda to miejsce. Kilka drewnianych stołów z daszkami, dwa duże pomosty z drabinkami, do zejścia w wodę, pewnie latem przyjemnie, by było się wykąpać, jednak teraz wichura utrudnia nam nawet parkowanie. Radzimy sobie jednak, bo ta łódka sprawdza się w takich akcjach. Krzysiek też! Super wygodne jest to, że nie trzeba skakać, lecz można spokojnie zejść z pokładu na wysokości pomostu. Zajmuję się obiadem, Krzysiek z psem robią obchód okolicy. Podobno Django zjadł coś z miski psu w gospodarstwie niedaleko. Ten pies nie wie co robi! Dobrze, że tym razem nie został nakryty!

1 thought on “Ona : Dzień na dziko”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *