Po porannej kąpiółce i śniadanku ruszyliśmy na spotkanie Krzyśka i Kasi. Umówiliśmy się w zatoce przed Galindią . Marek rozpoznał kuzynkę, a ja pięknego chyba 40 stopowego Sea Ray’a

Po zapoznaniu i wypiciu powitalnego drinka , Marek i Ewelina wskoczyli na potężną maszynę dali nam 20 min fory i potem ruszyli , jak torpeda. Pięknie się ta łódź prezentuje zwłaszcza jak przemyka tuż koło nas. oprócz przepięknej linii trzeba koniecznie pochwalić wykończenie łodzi i perfekcyjną rękę gospodarza. Znajdujemy torpedę z resztą załogi przycumowaną do drugiej podobnej łodzi w zatoce Wygryńskiej . Wszyscy razem stoimy na kotwicy. Gdy okazało się , że wszyscy jesteśmy ze Śląska i koronawirus nam nie straszny rozpoczęliśmy regularne opróżnianie zapasów winnych. Prawdopodobnie byłem najszybszy.


Krzysiek doskonały organizator załatwił nam dodatkowe zapasy wina poprzez znajomego z mariny, który nawet tak się wczuł w rolę, że przypłynął z kobietami. Jedna zgrabna blondynka zaczęła chwalić mój „kaloryfer” co spowodowało obudzenie u mnie kogucika. No i się zaczęło , tańce hulanki swawole.



W między czasie głód nas ogarnął więc załatwiliśmy wędzone rybki i nowe wino u Pana Sławka. Ponieważ Sławek jechał ze Sztynortu zadecydowałem o spożyciu makaronu z moim sosem. Od pochwał nie mogłem się opędzić , co spowodowało jeszcze większy poziom szaleństwa kogucika.

I tak było do późnej nocy. Wszyscy odpłynęli, kogucik nie miał sił i został na kotwicy.