Punktualni jak przedwojenni kolejarze wstajemy o godzinie „DZ” jak dźwig. Marysia z Witkiem biegną się kąpać my z kapitanem robimy co możemy, żeby przygotować statek do podniesienia przez dźwig. Czyli, ja myję i sumiennie układam kieliszki, bo się boję że wyginą w czasie „podniesienia” .Idealnie zgrana z Panem dźwigowym kończę w momencie, w którym zaczyna kiwać na mnie ręką. Wpływamy z gracją na taśmy mocujące i unosimy się jak w statku powietrznym…bardzo równym lotem. Fajne przeżycie, jak w Śląskim Wesołym Miasteczku :)) jeśli ktoś miał okazję sprawdzić łódkę wciąganą windą na zjeżdżalnie. Oglądamy sobie z Krzyśkiem świat z wysoka siedząc na ławeczce na dziobie. Niestety Marynia pod prysznicem i nie mam fotek. Pan Dźwigowy przystawia nam drabinkę wielostopniową i złazimy z tej wysokości bardzo zgrabnie. Mamy czas, bo przegląd silnika trochę potrwa idziemy na spacer, bo śniadania w restauracji są od 9-tej, potem na jajeczniczkę, czy inne co kto lubi. Pan z Mercurego dzwoni, że skończył, to sobie idziemy i robimy wszystko odwrotnie czyli teraz dźwig ładnie kładzie nas na wodzie. Cumujemy i czekamy na Pana specjalistę od brudnej roboty, bo zepsuło się urządzenie ważne niebywale, czyli rozdrabniacz w toalecie i od wczoraj właściwie staramy się go nie używać, bo robi hałas jak startujący odrzutowiec. Panowie szefowie w Giżyckich strefach technicznych przysłali nam fachowca. Fachowiec wszedł, popatrzał i uciekł, bo powiedział, że on tylko przetyka, a to jest trudne zadanie, bo technologia kosmiczna. W tym samym czasie nawiązuję bliski kontakt z Kapitanem wielkiej pasażerki i jego życiowy optymizm pozwala nam zapomnieć o nękającym nas problemie. Kapitan gra na harmonijce, częstuje nalewkami i opowiada historie..ogólnie super! Krzysztof myślący również po kapitańsku dzwoni po adres z reklamy na nadbrzeżu i nawiązuje porozumienie z Doktorem Jachtem. Doktor niestety przed sekundą z mariny odpłynął, ale zaprasza do mariny sąsiedniej, w której leczy inną jednostkę. No to cumy w dłoń. Zostawiamy z żalem naszego Kapitana pasażerskiego i lecimy do Mariny Royal. Tam przychodzi z wizytą Pan Doktor i rozbiera toaletę całkowicie, wyciąga pasek zębaty i z paskiem w ręce odjeżdża, żeby go kupić. My spokojnie czekamy, a nawet idziemy do znalezionego niedaleko foodtrucka , bo Pan Argentyńczyk, który go prowadzi zdobył nagrody na zlocie foodrucków w konkurencji hamburgerów. Rzeczywiście super smaczne! Niestety Pan Doktor wraca i nie ma dobrych wieści, bo zębate paski mogą być za tydzień. To nas smuci, to nas uaktywnia…szukamy w necie, szukamy wśród znajomych, szukamy wszędzie. Nisza. Brak. Zero. Brak toalety dodaje nam inteligencji. Krzysiek rozmawia z Panem Leszkiem z Balt Yachtu i …On jest niezawodny! Jesteśmy wzruszeni, jest piątek po południu i gdyby nie Pan Leszek nasz weekend byłby trudny. Tyle tylko, że musimy myknąć do Augustowa. Ja się cieszę, bo Augustów jest fajny i zrobimy sobie wycieczkę. Uratowani i uspokojeni płyniemy w siną dal i tam odpoczywamy sumiennie pływając i grając 🙂 Wracając mijamy naszego kapitana, który zachęca nas do powrotu do bazy w Giżycku, niestety mamy pasek zębaty modyfikuje nasz grafik.





MAM NADZIEJĘ, ŻE PROBLEM Z WC ROZWIĄZANY.
W INNYM PRZYPADKU PROPONUJĘ ZEŻREĆ COŚ DAJE LUŹNĄ KUPĘ 🙂