Ona : Śniardwy, morze Mazur

Całkiem ładny dzień i postanawiamy wykorzystać go ładnie. Ustalamy że mamy czas i ochotę na Śniardwy. Płyniemy, płyniemy, płyniemy …Oglądamy Mikołajki, w których tradycyjnie ludzi tłum. Nawet nie próbujemy stawać w marinie. Potem zgodnie z nawigacją trafiamy przez wąski przesmyk na wielkie jezioro. Załoga „Kalafiora” byłaby zachwycona pogodą, bo wieje konkretne i trochę nami rzuca po falach. Żaglówki w pięknych przechyłach płyną jak im wiatr wieje, a my między nimi staramy się jakoś utrzymać na obranym kursie. Łatwo nie jest. Oddaję ster Krzyśkowi, bo On jest w tym lepszy. Piękne tutaj, jednak trzeba mieć oczy dookoła łódki. Przepływamy i zaczynamy kombinować na temat jedzenia. Jedzenie w trakcie nie wchodzi w grę, bo kiwa za bardzo. Brzegi zarośnięte szuwarami raczej niedostępne, a jeśli to już zajęte. Krzysiek wymyśla, że staniemy na śluzie. Lekko wątpiąca, czy tam można stać, daję się namówić. Na śluzie spokojnie i pusto, cumujemy i Krzyś idzie się zorientować, a ja gotuje wodę na makaron :)) Krzysiek zadowolony wraca i ogłasza, że możemy tu zostać na noc. Wciąż jesteśmy sami, a okolica piękna, mnie ten pomysł, też się podoba. Zaczynam odgrzewać wołowinkę i ogarniam nakrycia. Nagle przypływają dwie żaglówki. Jedna staje przed nami, druga za, pewnie myśląc, że stoimy w kolejce do śluzy. Krzysiek krzyczy, żeby sobie płynęli, bo my zostajemy. Śluza otwarta, więc płyną. Obiad na talerzach, przypływają dwie żaglówki. Procedura ta sama, info, śluza, płyną…itd. itp…A śluza otwarta do 20-tej. I od 9 -tej jutro. Kończymy obiad i stwierdzamy jednogłośnie, że wracamy i będziemy szukać noclegu już po przepłynięciu Śniardw. Wystarczy dobry obiad i już znowu chce się działać! Robimy piękny zwrot przez ogon i mkniemy na Śniardwy. Tam wiatr jeszcze większy i pienią się bałwany. Żaglówki szaleją ze szczęścia i wszędzie mają pierwszeństwo. My się staramy płynąć w dobrym kierunku, co przy założeniu, że wciąż musimy przepuszczać rozpędzone żagle nie jest proste. Opuszczamy Śniardwy zmęczeni ale zadowoleni. Przesmyk przechodzimy trzymając się prawej strony, bo w zwężeniu zygzaki żaglówek są gęściejsze. Udaje się , nawet nie wpaść na mieliznę. Robi się trochę późno i zaczynamy szukać miejsca na nocleg….no i nic. Ze względu na porę wszystko co się dało zająć zostało zajęte. Mijamy Mikołajki i w mojej głowie już tworzy się wizja powrotu do Rynu, w związkuz tym, że nigdzie nie widać luki w której można, by ulokować Benię. Trochę już mamy dosyć, jesteśmy 10 godzin na wodzie. Słońce zachodzi, znajdujemy miejsce, jednak okazuje się trochę za płytkie. Rezygnujemy i postanawiamy zostać na kotwicy, jak tylko znajdziemy spokojne miejsce. Robimy jeszcze jedno podejście, obok grupy żaglówek i może nie jest to intymna zatoczka , ale jest! Nie wysiadamy, tylko szybko organizujemy, kolację, prysznic i łóżeczko…

Śniardwy

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *