Ze względu na opóźnienia i moje wrodzone lenistwo wpis będzie paro dniowy.
Po wyjeździe Witków zabieramy się do czyszczenia łodzi, ja z zewnątrz Karcherem, Anka wnętrze. Ponieważ nie nabrudziliśmy wcześniej roboty nie było za dużo i zorientowałem się, że zdążymy na mszę do Św. Lipki. Sanktuarium jak poprzednio zachwyciło mnie swym barokowym wystrojem i wspaniałymi organami. Po mszy był koncert organowy, ale głód spowodował, że wyruszyliśmy na poszukiwanie restauracji. Planowaliśmy wpaść na zamek w Kętrzynie, ale tłum skutecznie nas wystraszył. Za poleceniem Marka wróciliśmy do Rynu do tawerny przy promenadzie. Fakt tłumu brak, czas oczekiwania jakby był, placek po węgiersku może być. Wieczorem finał ligi mistrzów, więc idziemy do Szatanka. Dla bezpieczeństwa jesteśmy 20 min przed czasem by zająć dobre miejsca i zamówić pizze. Miejsce i dobre drinki są, zamówioną pizze dostałem po pierwszej połowie meczu. Ktoś dziś chciał mnie ewidentnie przegłodzić. Fakt, że mecz ewidentnie spowodował utratę poczucia, ale przerwa spowodowała wzmożone cierpienie głodowe. Zadowoleni z wyniku wracamy na Benię i do spania. Rano po śniadanku Anka ruszyła do Biedronki na zakupy, ja zająłem się załatwianiem zimowania i załatwiania miejsca wodowania na Jezioraku w przyszłym roku. Benia spędzi zimę w hali w Giżycku, tak ustalone z Dr Jachtem, wodowanie w marinie w Iławie. Anka wróciła i wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsca by nic nie robić, niestety z powodu „natłoku zajęć” zapomniałem uzupełnić zapasy wody, a bez niej nic nie robić się nie da. Wracamy, tankujemy i wyruszamy na miejsce by nic nie robić. Znalazło się bardzo szybko zaraz w pierwszej zatoczce, idealne wyjście na brzeg,łagodne zejście do wody, super, tylko jak to na Mazurach nie wchodź głębiej w las. Pięknie nam minął dzień na nic nie robieniu, tylko kąpanie,czytanie,kąpanie,czytanie,jedzenie,kąpanie,czytanie,kąpanie,czytanie i na wieczór zrobiłem pysznego grilla. Po porannym kąpaniu zastanawialiśmy się co robić, ja byłem za tym by nic,a Anka by zobaczyć Śniardwy, ona zawsze ma rację. Kompromis staniemy gdzieś tam na dziko. Pływanie nie było bezpieczne wiatr zawiał wspaniale dla żeglarzy i chyba wszystkie wypłynęły lawirowanie pomiędzy nimi było naprawdę wyzwaniem, zwłaszcza na przesmyku Przeczka pomiędzy jeziorem Mikołajskim a Śniardwami, gdzie zagęszczenie osiągnęło maksimum. Sunęliśmy powoli tuż przy brzegu( na ile pozwalała głębokość), a żaglówki tuż koło nas robiły zwroty. Pierwszy pomysł był by zostać na Śniardwach, ale niestety nie ma tam ładnych miejsc do cumowania, a te które były przy wyspach zajęte, drugi pomysł stajemy przy śluzie, można by było, ale nie chciało mi się robić za kierującego ruchem do godziny 20. Ruszamy z powrotem i planujemy zostać gdzieś za Mikołajkami , niestety późna pora spowodowała, że wszystkie miejsca już pozajmowane. Dopiero na Tałtach przed jeziorem Ryńskim w zatoce Mrówki udało nam się znaleźć miejsce. Wykończeni najdłuższym rejsem szybciutko poszliśmy spać. Rano bez pośpiechu wyruszyliśmy do Rynu , perfekcyjne cumowanie pomimo silnego wiatru( co doświadczenie i zgranie to doświadczenie i zgranie). Przygotowanie do wyjazdu, ostatni obiad na Zamku, spacer i tak spokojnie minął nam ostatni sierpniowy dzień na Benii. Rano pakownie i wyjazd do Chorzowa, już w drodze informacja koło Kamieńska wypadek, przysłali za mały dźwig i nie wiadomo kiedy cokolwiek będzie zrobione. Jedziemy na Google i Waze i chyba Waze jest lepszy, ale fakt jaZdy przez prawie 10 godzin jest faktem. Do zobaczenia we Wrześniu na zakończeniu sezonu.