On: 4-07 do 07-07 jazda bez trzymanki

Trasa Katowice Iława minęła nam błyskawicznie , cztery godzinki w kulturalnych warunkach ze schabowym na obiad – super . Ale prawdziwa radość spotkała nas dopiero w Iławie . Jacek z Jadzią dojechali pierwsi do hotelu 110, a my razem z Markiem i Krystyną prawie równocześnie- czekali na przejeździe kolejowym jak przejeżdżał nasz pociąg . Przywitanie, szybka lampka winka , zaokrętowanie się na Benii , która stała już zacumowana w hotelowej marinie. Jacek zarezerwował nam stolik na kolację bo ruch w restauracji spory . Oczywiście razem z Jackiem zamówiliśmy mule i bardzo dobrze , bo były wspaniałe , do tego parę buteleczek winka i wieczór minął błyskawicznie . Rano śniadanko i spokojne pakowanie do łodzi . O dziwo dziewczyny spakowane bardzo skromnie , największa część ekwipunku to wina i spożywka . Przepastne zęzy Benii wchłonęły dziesiątki butelek wina i trochę wody , kiełbasy etc. Zakupy uzupełniające zrobił jeszcze Marek z Anką. W pełni zaopatrzeni i wyposażeni ruszyliśmy w rejs. Dzień pierwszy spokojny do Siemian , by wspomnieć dawne czasy i zjeść porządną rybę w Szopie. Nie zawiedliśmy się na rybce , ani na piwku , ani na Siemianach bo zakupiliśmy owoce u faceta w budce.( Były smaczne , ale mało wytrzymałe) . Najedzone dziewczyny wybrały się na spacer do Jeziora Jasne , a my w spokoju mogliśmy się zająć trawieniem i degustowaniem zimnego , białego wina. ( zapobiegliwy Marek zaopatrzył Benie we wspaniałą turystyczną lodóweczkę o pojemności 12 win , co najmniej.) Kolacyjka to grill na rufie , pyszne kiełbaski z cebulką , wraz z zaczepny boczkiem, pychota. Do późnej nocy siedzieliśmy i testowaliśmy szybkość chłodzenia dodatkowych win w lodówce Marka. Panowie doszli do wniosku , że przy tak pięknej i ciepłej nocy będą spali na zewnątrz , Jacek na dachu , a Marek na rufie. No i super bynajmniej dziewczyny się wyspały Krysia w „sypialni” rufowej , a Jadzia w mesie. Panowie byli szczęśliwi do 5 rano , kiedy opadła pierwsza rosa i zrobiło się poważnie mokro. I rano sytuacja się zmieniła , Jacek spał w mesie Jadzia siedziała na rufie , Marek lekko pozaginany na rufie , a potem też w mesie. Po wspaniały śniadanku wykonanym przez Marka ruszyliśmy w kierunku pochylni. Pogoda wspaniała widoki również , Marek za sterem spisywał się super , Jacek trochę bardziej zygzakiem , ale szliśmy równym tempem do przodu. Po lekko stresującym spotkaniu na mijance , panowie doszli do wniosku , że na dzień dzisiejszy dość nauki sterowania , są ważniejsze rzeczy , jak na przykład mały szprycerek. Leniwie dopłynęliśmy do Małdyt , głodek już był wielki , więc szybko ruszyliśmy spacerkiem do restauracji „Pod Kłobukiem”. Pyszne i wspaniałe jedzenie , obsługa bez zarzutu , wszyscy , ale to absolutnie wszyscy zadowoleni , rzecz która rzadko się zdarza. W drodze powrotnej na stacji benzynowej uzupełniliśmy winne zapasy , ja zrezygnowałem z białego wina i poprosiłem o zakup czerwonego. Lekko z czasem się przeliczyłem i niestety nie dotarliśmy do Buczyńca bo zaraz będzie mecz Italia – Espania. Zacumowaliśmy w kanale i pięknie tylko K……wa internet krwawi i co chwilę transmisja przerwana. Kolejny wspaniały i wesoły wieczór , rany jakbym miał z powrotem wiek młodo – dojrzały , czyli tylko po dwójce małych dzieci. Dziś to by nam chyba je odebrali. Tej nocy panowie jednak zrezygnowali z eksperymentu spania na zewnątrz i pięknie ułożyli się na swoich miejscach przy kobietach. Wentylacja na Benii sprawuje się super więc spanko było super pomimo duchoty na zewnątrz. Rano dwa ciekawe zjawiska , Jadzia i Jacek poszli załatwić się pod krzaczkiem i komary ich blade tyłki uznały za przedmiot totalnego pożądania , zwłaszcza w dobie oszczędzania czarnych , a Marek Zaklinował się w „sypialni rufowej chcąc przejść ponad Krysią. Wszystko to rozśmieszyło nas co niemiara i pod kierownictwem Marka zaczęliśmy przygotowywać śniadanie. Kolejna pychota w wykonaniu Marka , jajka sadzone prima sort. Spokojnie ruszyliśmy na pochylnie , czas był rewelacyjny bo wszystkie pasażerki już ruszyły , a my spokojnie bez opóźnień wpływaliśmy na kolejne pochylnie. Duma i radość mnie rozpierała jak widziałem super współpracująca załogę , która była zachwycona tym cudem techniki . Ale chyba największe wrażenie zrobiło Jezioro Drużno , z Orłem który nas przywitał na dzień dobry. Jacek zgodził się ze mną , że jakoś mniej ptactwa w tym roku . Ale i tak jest dla mnie najpiękniejszym jeziorem. No i jest nasz punkt do celowy czyli Elbląg. Wpierw jak to bywa poszliśmy na piwo do pubu na moście , ale piwo nas nie poruszyło , a wygłodniałe dziewczyny ruszyły do znanej i lubianej knajpki „Zmysły”.

Ciężka robta Jacek już trawi

Dotarliśmy tam chwilę później i wtedy się zaczęło cudowne podsumowanie wspaniałego rejsu. Jedzenie było oszałamiająco pyszne. Wszystko było super , przystawki- grzyby z patelni i krewetki , zupy rybna i chłodnik z zielonego ogórka i awokado, i dalej mój Rib Eye z woka , Jacka i Marka cielęcinka z rusztu z kością , Jadzi pizza , Krystyny krewetki w tempurze , Ani sandacz. Rewelacja , desery też absolutnie super. Kolejny dzień bez kolacji bo tak najedzeni. Taksóweczka , super punktualnie podjechała pod łódeczkę , tu jakoś dziwnie wszystko funkcjonuje ( tel. taxi Iława 506249222- polecam , super). No i pojechali , no i za cicho i za spokojnie , kurcze , było super , rewelacyjnie i energetycznie , brak takiego inteligentnego i wesołego przekomarzania. Niestety pesel daje znać , zmęczenie powoli nas ogarniało , podczas meczu delikatnie z pozycji siedzącej w mesie przechodziłem do pozycji leżącej w kajucie i rano dowiedziałem się jaki wynik.

1 thought on “On: 4-07 do 07-07 jazda bez trzymanki”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *