Sobotni ranek w marinie. Oj! dzieje się! Regaty! Już wczoraj intrygowała nas piękna pani w kapeluszu biegnąca w deszczu z gracją gazeli. Na tle sportowych kreacji jej biały kapelusz z dużym rondem nie mógł pozostać niezauważony. No to się wyjaśniło, jak tylko wystawiłam zaspaną głowę z Benii widzę statywy i kamery i piękną Panią z mikrofonem. Poinformowany o tym fakcie Krzysiek zaczął ładować smatwatcha, może postanowił wystąpić w TV Gadńsk i uzupełniał stylizację. Musiał mieć plan, bo zalecił mi się uczesać. Jakbym nie robiła tego bez zaleceń :-)) No to nalałam wody na głowę i poszliśmy w wir. Wir się dopiero rozkręcał i mimo starań nie objął nas swoim zasięgiem…cóż, może następnym razem…Wiało regatowo, jednak początek przewidziano na 11-tą, to postanowiliśmy przemknąć dwa kilometry do sklepu po masełko i słodycze i inne takie. Malownicza droga przez las, nawet sarna nią też podążała, chociaż cel miała inny. W sklepie były wróble i towar w zakresie podstawowym. Ponieważ jednak nie chciało nam się za dużo nosić nie byliśmy rozczarowani. Zanieśliśmy na łódź zakupione wiktuały i lecimy na plaże zająć miejsce strategiczne dla obserwacji regat. Jednak regaty popłynęły gdzie indziej. Trudno idziemy sobie do naszych fajnych wczoraj namierzonych koszy się wczasować. Koszy brak, brak też filmowców…to były chyba ich kosze. To znaczy, że chociaż chwilę byliśmy wczoraj na planie. Nic to jednak, mamy dużo piachu i kocyk i plaża na się podoba, bo psy sobie tu mogą biegać. To może być szansa dla Django. Następna jest dla nudystów, to później sprawdzimy, czy nam się podoba. Rozkładamy kocyk na tekstylnej, ludzi mało, woda marzenie i ogólnie pozytywnie. Leżelibyśmy sobie do zawsze, jednak zrobiło nam się głodno, więc jedyny możliwy wybór to marinowa restauracja. Tym razem krewetki w białym winie na masełku i sałata. Pizza na koniec do podziału. Zadowoleni wracamy żeby się zająć pisaniem. Jednak ciekawość świata pcha do nas woła i na to wołanie idziemy zwiedzać okoliczne lasy. Mają w nich być ukryte dawne fortyfikacje. Na końcu wycieczki ma być bazar, cokolwiek to znaczy. To idziemy….idziemy.. idziemy Jest fajnie w zielonym lesie jednak nie widać ani fortyfikacji, ani bazaru. Za punkty orientacyjne służą nam wejścia na plaże, nasze przy marinie jest 21, bazar jest przy wejściu 26. Docieramy z nadzieją na dużo fajnych atrakcji. Nie znajdujemy nic poza piwem i kiełbasą z grilla ;-(( Wracamy plażą…też nie jest to droga krótka. Jednak spacer nam się podoba. Ludzi nie za dużo nie za mało, fale nie za duże nie za małe i wiatr taki sam. Temperatura bardzo przyjazna i popołudniowe słońce dla dopełnienia sielankowego obrazka. Z ciekawością zerkamy na naturystów , bo nasza droga prowadzi przez ich strefę. Krzyś zdegustowany, bo niestety nie widać kobiet. Ja jeszcze pracuję nad opinią, muszę się dobrze przyjrzeć.. Wracamy lekko umordowani dystansem i nas plan wypucowania łódki zewnętrznie zostaje przesunięty zwłaszcza, że regatowcy właśnie wracają i w marinie robi się zamieszanie. Fajny to rodzaj szaleństwa, do późnego wieczora słyszymy krzątaninę i rozmowy, jutro ciąg dalszy regat i ustalenia są konieczne.


😁