On : Do centrum Gdańska

Ponieważ zostałem z tyłu za wpisami Anki , ten będzie reminiscencją ostatnich dni . Po wczesnym spanku z rana ruszyliśmy do sklepiku który niestety był odległy o 2km , czyli już cztery razem. Pogoda była pochmurna więc w sam raz na spacerowanie . Lewiatan zaopatrzony jak każdy wiejski sklepik czyli tylko podstawowe rzeczy i trunki też podstawowe do przeżycia , więc kupiliśmy tylko jedno ostatnie za 25PLN mocno skurzone-czerwone więc może być. W marinie pełne zamieszanie bo wszystkie łódki muszą o 11 być na wodzie i wyjść poza obszar mariny- to były cuda-dodajcie do tego luzaków na windsurfingach , którzy akurat teraz zapragnęli wyjść na morze. Szybko pobiegliśmy nad zatokę by obserwować zawody , niestety odbywały się one w odległości kilku kilometrów od plaży i nic nie było widać. Dalej nie zrozumiem dlaczego to ma być zabawa tylko dla uczestników , a nie dla publiczności , przecież mogli jedną bojkę zrobić w pobliżu plaży. Na miejscu sponsorów dawno bym się wycofał. Oprócz znikających żaglówek , znikły również kosze plażowe wraz z ekipą telewizyjną- chyba kręcili nocny odcinek , albo coś w tym stylu. Teraz też wiem czemu zrobienie filmu jest tak drogie – wynajęcie 50 koszy plażowych (a może kupienie) transport w te i we w te, pełno samochodów technicznych na jeden dzień kręcenia to robi wrażenie finansowe. W każdym bądź razie zdegustowani zniknięciami ruszyliśmy w kierunku bazaru sądząc , że może kupimy tam coś ciekawego. Chyba miałem mapę googla ustawioną na samochód bo nie pokazywała zbyt długiego czasu. Niestety to była godzina w jedną stronę by zobaczyć parę bud z niczym , panią robiącą tatuaże z henny i robiącą kolorowe pasemka. Po drodze mieliśmy zobaczyć parę bunkrów , ale były chyba tak zamaskowane , że udało nam się zobaczyć tylko jeden. Droga powrotna plaża zajęła nam również godzinę , ale była bardzo fajna może za wyjątkiem odcinka z plażą nudystów wypełnioną samymi grubymi facetami , co nasunęło mi pomysł jak zmotywować Marka by wygrał zakład. Po powrocie do mariny i zjedzeniu pysznych krewetek i pizzy podążyliśmy do łódki , a tutaj pełny Armagedon wracających łódek , to co oni wyprawiali to naprawdę czapki z głów. Spacer tak mnie wykończył , że o 22 padłem jak kawka. W niedzielę obudziła nas piękna pogoda i zamieszanie na kei bo to drugi dzień zawodów. Jedna para walczyła 45 min by wyjść z kei , wszyscy mieli ubaw po pachy .Wcześnie wybraliśmy się na plaże , naprawdę fajne to było lenistwo przeplatane wchodzeniem do morza i kąpielą . Wytrzymaliśmy do obiadu. Obiadek w tawernie znów pyszny Anka krewetki , a ja polędwicę faszerowaną pychota. Ponieważ dzień następny to nocleg w centrum Gdańska trzeba było zrobić w miarę klar na łodzi. Problemem okazała się końcówka do węża umożliwiając podłączenie się do kurków na nabrzeżu , rozmiar calowy zbyt duży . Przeszukałem wszystkie bakisty i nie znalazłem , ale o dziwo znalazłem klucz do nareperowania ruszającego się kranu. Końcówkę znalazłem przykręconą i zapomnianą na kei obok. Ponieważ nie było właściciela to się nią zaopiekowałem. Szorowanie poszło nam w miarę sprawnie , niestety brak ekologicznych środków czystości nie pozwolił nam na dokładne umycie , ale i tak pięknie wyglądała. Czas nam szybko minął i zacząłem się przygotowywać do oglądania finału. Niestety straszne niedopatrzenie , whisky wystarczyło tylko na jedną małą szklaneczkę. Dzięki Ci o Henryku za twój bimberek , który na szczęście nie dotarł do adresata. Mecz wspaniały i cudowne zakończenie rewelacja .

Bunkier
Męcząca się para
Męcząca się para 45 min później

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *