On: Nareszcie na Benii i cuda się zdarzają.

Po długich dwudziestu dniach nareszcie dotarliśmy na Benię , jazda samochodem jest okropna i strasznie długa. Wspaniała ekipa bosmańska zaopiekowała się Benią przez ten długi czas i nie dopuściła do ostatecznego zagnieżdżenia się kaczek na rufie. Kolacyjka tradycyjnie w Port 110 i dla mnie tradycyjnie mule w sosie śmietanowym , a dla Anki sandaczyk. Rano ruszyliśmy do Gdańska by załatwić tam pewne zaległe sprawy. Po Warszawie to Gdańsk jest chyba najgorszym miastem do poruszania się samochodem , nie mówiąc już o zaparkowaniu , tu miejsca parkingowe są chyba najmniejsze i najdroższe na świecie. Idziemy sobie ulicą długą ja wchodzę do Sopockiego Domu Aukcyjnego i bach! masz cud , w drzwiach staje przyjaciel naszej rodziny Dieter Grabowski z żoną Kasią i jej przyjaciółką Alą . Właściciel i pracownicy z osłupieniem patrzeli jak ja z Dieterem robimy misia i się obcałowujemy . Niewiarygodne Dieter mieszka w Monachium i widzieliśmy się cztery lata temu . Z okazji tego cudu zakupiliśmy po dużej paczce totolotka na chybił trafił i innych gier losowych . Ale cud tu się już nie zdarzył , tylko trójka , ale czekamy na wyniki jeszcze Euro Jackpota. Plany oczywiście się zmieniły i w sobotę już nigdzie nie wypłynęliśmy , ale w naszej Ecomarinie było nam doskonale , a pies Django także nie żałował , że nie płynęliśmy. Jak ja lubię spać sobie na Benii

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *