ona: Nowe PODEJŚCIE

Niewyspany, nieuczesany...ale czujny

Nowe podejście do wszystkiego…nie wiem kto mi to zrobił. Plany Beniowe jak dotąd zaczynały się w momencie wejścia do auta, po zakończeniu sezonu. Tym razem inaczej niż bywało, nie ja, miałam pojawić się z pierwszą wiosną na pokładzie. Decyzją moją i kapitana na pierwszy zimny rejs, inauguracyjny miała popłynąć zaprawiona w obojach męska załoga. Wyzwanie było na miarę. Już w założeniach miało być trudno, jak było opisze zapewne Kapitan, bo legenda snuje się wokół tej wyprawy jak mgła nad wodami, które explorowali. Mój rozdział zaczyna się teraz. Od nigdy, nie byłam tak spóźniona z rozpoczęciem sezonu. Jak lato spóźnione tego roku, czekałam aż się doczekałam. Niestety powody mojej absencji nie skończyły się w terminie ustalonym i ruszając spod domu wiedziałam, że zostawiam sprawy niedokończone. Mój w między czasie poślubiony kapitan optymista, nie podzielał moich histerii i jak postanowił, że, będzie pływał to tego się trzymał. Ja przyczepiona do jego idei już w aucie przekonałam się, się nie tak łatwo uciec. Telefon dzwonił , nie wszystko chciało się zrobić na odległość…już bliska decyzji, że trzeba wracać zrzuciłam na potomka, moje problemy budowlane związane z terminami i brakiem tego i owego, z którymi to sytuacjami ostatnio byłam nadnormatywnie zintegrowana. Nasza ostatnia inwestycja, to wciąż niekończąca się opowieść, i nawet przesuniecie terminu wakacji nie pokonało ogólnej dezorganizacji, która zapanowała w tym przypadku. W związku z tym co miałam w głowie nastawienie rejsowe miałam w zarodku bardzo jeszcze niedojrzałym. Mój terminarz składał się ze strzałek i skreśleń i te strzałki strzelały wciąż na następne strony zamiast skończyć jako końcowe kropki. Jak w takiej sytuacji biec po falach w stronę słońca. No to jadę i nic nie gadam, sama się dziwię, że tak umiem. Im bardziej jednak oddalam się fizycznie od punktu zapalnego, to czuję, że jestem w stanie trochę o nim zapomnieć…i zapominam. Czasem telefon stara mi się to zepsuć, jednak deleguję problemy i kiedy dojeżdżamy do Kamienia Pomorskiego czuję że jest szansa. Pakujemy na Benię lary i penaty i idziemy na kolację . Miejscówkę rekomendował Maciek, który poznał właściciela, kiedy to nie tak dawno, osiadł na mieliźnie i zaangażował w swoje problemy Miejscowych. Całą sytuację streszczę w podrozdziale, jak się podmiot liryczny zgodzi. Tymczasem trafiamy, jemy krewetki i popijamy winem czyli fajnie. W tle…a raczej odwrotnie…my w tle a na scenie głównej dancing wzorcowy, klimatycznie nie do podrobienia. Lecą hity naszej pierwszej młodości i dancerzy naszej drugiej młodości spisują się mistrzowsko. Pan Właściciel opowiada nam o cudownym pomyśle jaki miał, żeby Benię zdjąć z mielizny za pomocą dętek i kompresora które, podłożone i napompowane pod łodzią odpłynęły by ją z mielizny. Jestem pod wrażeniem kreatywności. O dwudziestej drugiej muzyka milknie tancerze znikają. Takie są realia sanatoryjnego szaleństwa. Wszyscy wiedzą, że kary za spóźnienie do placówki mogą być. My bezkarnie wypijamy deserek i zmęczeni wracamy. Moja nerwica natręctw czepia się zasłonek, których żabki nie pasują rozmieszczeniem do moich wyobrażeń. Chłopaki wieszali innym systemem i została im jedna zasłonka w nadmiarze , co wydaje się niemożliwe przy założeniu, że okien było i jest tyle samo. Robiłam co mogłam chyba jakiś wyrzut adrenaliny mną kręcił i o godzinie popółnocnej spokojnie zadowolona usnęłam kiwana w te i w tamtą czując się jak dziecko w wózku bujanym przez opiekuna/kę.

2 thoughts on “ona: Nowe PODEJŚCIE”

  1. Bo Juszkiewicz

    Witaj Aniu jak dobrze znowu cię czytać nie wiem cóż to za plątaniny Kabli zostawiłaś ze soba ale sprawy budowlane zwykle toczą się jak pod górkę mam nadzieję że znajdziesz chwilę oddalenia od kłopotów które zostawiłeś ze sobą pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy Bożka

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *