ona: Czy WIERZYĆ prognozom

Od rana w komunikatach RCB ogłosili pomarańczowy alert burzowy. Żeńska strona załogi zgłosiła to, przy śniadaniu, bo plan jest na Trzebież, a to wiąże się z pływaniem po zalewie i nie ma zabawy. Męska strona załoga robiła wygłupy na temat komunikatów z komórek i dalej wcinała jajka na bekonie. Na szczęście pojawił się Bosman. Zapytany w tej kwestii, stwierdził, że jeżeli pójdziemy lekkim skosem, poza torem i będziemy uważać na sieci to powinniśmy zdążyć przed burzą. Męska solidarność sprawiła, że szybko poskładaliśmy, co do poskładania było, pożegnaliśmy naszego Bosmana i odepchnięci przez niego na pożegnanie popłynęliśmy raźnie w słoneczku. Ponieważ nie groźnego się nie działo, a groźnie wyglądały sieci wokół nie zdecydowaliśmy się na skrócenie sobie drogi i ścięcie zakrętu toru wodnego. Czyli około kwadrans trzeba było doliczyć do dystansu. Ale nic nas nie straszyło na niebie i wodzie, a nawet zrobiło się sielsko i pięknie, bo z powodu regat zakwitły wokół kolorowe spinakery. Piękna podróż…a jednak, już przy ostatniej prostej krajobraz się zmienił. Zrobiło się biało i dziwnie. Spinakery spadały jak ścięte kwiatki , i widoczne na białym tle zostały tylko wielkie, pomarańczowe boje. Nad nami na odmianę czarno. No to przyspieszamy.. woda marszczy się dziwnie i ogólnie robi się psychodelicznie. Gonimy się z ulewą, ale nas dopada. Trochę jak ulewa w tropikach. Ściana wody. Potem grzmoty , to te piętnaście minut. Nasz Bosman był dokładny w określaniu czasu. Nie umiemy szybciej płynąć. Rozbieram się do sztormiaka , bo wiem ze i tak będę totalnie przemoczona. Lepiej suszyć mniej niż więcej. Wpływamy targani wiatrem , na szczęście nasz tylni namiocik został wcześniej zwinięty, bo teraz by tylko przeszkadzał. Docieramy do mariny i teraz trzeba jakość wpłynąć precyzyjnie na miejsce. Kapitan robi co może, stery średnio. Gdyby nie Marek który działał na rufie zaczepilibyśmy tyłem o oldtimera przycupniętego obok. Mnie na dziobie też pomaga jakaś dobra, przemoczona dusza. Jesteśmy jednak. Super przygoda, bo bez strat. Wyschniemy. Potem już spokojnie chociaż dalej w deszczu idziemy na rybkę. Później my pijemy spokojną kawę, a panowie jadą po nasze auto do Kamienia Pomorskiego. Wieczorem czekamy na gości. Kuzyn z rodziną, wiec układamy plan na grilla. Wszystko udaje się jak powinno i rodzinne spotkanie na łodzi jest super.

Biała cisza przed burzą
Strach na wróble w wydaniu morskim

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *