On: Na imprezę

Upał i zmęczenie spacerem spowodowały poważne opóźnienie w naszych planach , gdyż wstaliśmy dopiero koło południa. Anka marudziła , że spać nie mogła bo komary i inne dziadostwo ja pogryzło , fakt, bąbli miała co nie miara . Myślałem , że dotarcie do mariny zajmie nam maksymalnie 30 min , a tu pech kanał na skróty przed samą mariną zamknięty , więc musieliśmy zrobić dość duże kółko , po drodze uczestniczyliśmy jeszcze w dziwnej mijance dwóch wielkich barek gazowców co podniosło nam lekko adrenalinę , lekko bo Anka nie założyła kapoka. Na miejscu w Cichej Marinie spotkałem się z szefem ładnej małej stoczni i ustaliłem z nim zakres prac na Benii , oj mały nie jest. Tak się zagadaliśmy , że zostało nam bardzo mało czasu na przygotowania do imprezy u Marka i Agaty. Myci and Kompani ruszyliśmy wraz z psem Django na imprezę. Na przyjęciu poznaliśmy wspaniałą parę znajomych gospodarzy i wspólnie biesiadowaliśmy nad rewelacyjnymi krewetkami i humusami . Jedzonko prima sort. Panowie na lonie natury rozpalili cygara , ja dzięki Bogu tylko walczyłem z wewnętrzną pokusą. Impreza była świetna nawet Django z pełnym zadowoleniem leżał sobie na podłodze , hasał po ogródku kiedy chciał , no normalnie jak w domu , a nie gdzieś na głupiej wodzie. Ponieważ impreza była tak doskonała to postanowiliśmy ją kontynuować dnia następnego na Benii i zrobić sobie rejsik w nieznane im kierunki czyli Odra Zachodnia – tam duże żaglówki nie pływają. Bardzo piękny wieczór w pięknych architektonicznych okolicznościach.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *