Po naprawdę ciężkim i zwariowanym tygodniu , nareszcie nastąpił czas wyjazdu. Dzień dziwny bo to niedziela , ale ważne elementy życia to ustawiły . Po pierwsze urodziny wnuka Tomaszka , drugie pozamykanie remontów , trzecie obywatelski obowiązek , no i po czwarte powinna być spokojna droga. Droga była naprawdę spokojna i bardzo szybka , bez zbytniego przekraczania przepisów w Szczecinie znaleźliśmy się po pięciu godzinach jazdy . Bez stresu i zbytniego pośpiechu idealnie dotarliśmy na umówioną godzinę do Moniki i Konrada na grilla. Grill był super , przystaweczka sushi , potem kartkóweczka ,suflaki , kiełbaski, no i dyskusja, dyskusja na wszelkie tematy również pyszna . W tracie rozmowy okazało się , że ojciec Moniki to wspaniały człowiek renesansu , którego zapragnąłem poznać i dlatego opóźniłem nasz wyjazd o jeden dzień . Na opóźnienie złożyło się także brak naszych przyjaciół Bumerangów , którzy zbyt mocna po halsowali w Trzebieży , a ja odczuwałem konieczność pożegnania się z nimi przy wspólnym grillu. Jak postanowiłem tak zrobiliśmy i na dzień następny robimy grilla na Benii. Dzień grillowy zapowiadał się bardzo intensywnie , negocjacje z Jarkiem o upięknieniu Benii , zabunkrowanie w paliwo i wodę , zakupy na wyjazd i grilla , porządek w łodzi etc. Po ciężkich negocjacjach z Jarkiem , ruszyłem samochodem do centrum i wstąpiłem na zakupy do Lidla trwało to godzinę bo lista Ani była wielka – trzy torby – a przecież przywieźliśmy samochód zapakowany pod dach. Udało się wszystko zgrać w czasie , Ania zrobiła klar , ja zakupy i po pożegnaniu z wspaniałymi sąsiadami konstruktorami i budowniczymi ruszyliśmy na Dąbie , na stację benzynową gdzie skutecznie osuszyłem portfel tankując benzynę i ropę do webasto . Czas mijał przyjazd gości coraz bardziej się zbliżał , a my jeszcze kawał drogi od Mariny North East , bo zamierzamy spędzić ostatnią noc w Szczecinie , pod Dźwigozaurami . Wbrew czarnowidztwu Anki udało się wszystko zgrać i załatwić . Ania nawet znalazła pyszny deser w postaci pączko podobnych wyciskanych pałeczek – nazwa zapomniana smak nie. (Churosy ) . Wbrew obawom wszyscy zmieściliśmy się na rufie , nawet Marek palił cygaro i nikomu to nie przeszkadzało, całość została okraszona wspaniałymi opowieściami i wierszami Andrzeja , więc było pięknie . Karczek Moniki , kiełbaski , sałatka i churrosy , umiarkowana ilość C2H5OH , wprawiły nas w radosny , pożegnalny sic! nastrój i wiele zapewnień że spotkamy się po niemieckiej stronie nad pięknym jeziorem – z każdym z osobna lub wszystkimi naraz. Ja już się cieszę na te spotkania i do napisania jutro.
On: Do wyjazdu gotowi- start!
