Wstajemy na naszym ekskluzywnym miejscu, zaparkowani obok wycieczkowca i ogólnie zadowoleni. Plan jest taki, żeby retrospekcyjnie, rekreacyjnie i rekonesansowo udać się windą łódkową na 36m wzwyż i po zrobieniu zawrotki, to samo zrobić w dół. Nie planowaliśmy płynąć kanałem Oder Havel, lecz Finnowkanal, bo to dalej i ciekawiej, i spokojniej, i tym pierwszym już było. No to jedziemy do windy. Są dwie i nie ma instrukcji obsługi. Widzimy podobną do naszej jednostkę, czekającą po prawej, to płyniemy czekać po prawej. Jednostka jest szwajcarska, co może znaczyć, że po niemiecku dogadana. Jednostka nam macha żeby płynąć. Staliśmy pod nową windą, ale płyniemy posłusznie za Szwajcarami do starej. Wszystko pięknie, cumujemy i gapimy się, jak to turyści. Z wycieczkowca pan kapitan, coś nam chce przekazać i jedynie Krzysiek ogarnia, o co chodzi, bo on mówi doskonale językami, których nie zna. Podobno ustalili, że wycieczkowiec też zaraz zawraca, wiec mamy wypłynąć pierwsi i poczekać, aż on zawróci i potem za nim do wanny-windy. Ok. Jesteśmy perfekcyjni. Wszystko przebiega według planu i płyniemy sobie z powrotem i zaraz potem myk w prawo do Finnowkanal. I pięknie się zaczyna. Dzikość i natura i o to chodziło…i pierwsza z wielu śluz. Stajemy czekając na otwarcie, bo wewnątrz widać coś dużego. Krzyś idzie zapytać co i jak. Wraca z wiadomością, że zaraz wyjmą ten statek ze śluzy, bo to maszyna, która tam pracuje i naleją wodę, i nas wpuszczą. No to fajnie. No i czekamy. No i pojawia się pan i coś mówi. Mamy naszą inteligencję schowaną w telefonie i mówimy sobie z panem i okazuje się że nic z tego pływania po Finnow, bo kilka ostatnich śluz nie działa. Jedyna czynna droga przez windę Niderfinow, z której właśnie wypłynęliśmy, tak sprawnie. No to trudno….robimy zwrot i wracamy. Na szczęście nie widać obsługi, która pewnie ma polewkę z Polaków którzy jeżdżą w górę i w dół, bo czemu nie, nie ma opłat. Za to my, mamy krótszy dystans do pokonania. Spóźnienie Krzyska zostało dogonione. Spokojnie płyniemy kanałem, który jest trochę nudny, bo jest szeroki i pusty. Wybieramy marinę, w której byliśmy siedem lat wcześniej. Jest fajna zadbana, spokojna i z restauracją. Wszystko poukładane. Jemy dobrą kolację w towarzystwie załóg sąsiednich jednostek i niestety nie rozumiemy nic. Taka karma. Brak towarzystwa sprzyja naszej integracji.



LIFE … 😁