ona: PRZEPŁYW wody i informacji

Środa, płyniemy z Lychena dalej. Do Priepert, bo jesteśmy tam umówieni ze znajomym znajomego. Płyniemy jak zwykle, czyli szerokie kanały jeziora. Kombinujemy w śluzach, bo wchodzi do niektórych nadprogramowa ilość łódek i mimo samoobsługi wszystko działa bezkolizyjnie. Piękna sytuacja. Trochę przyspieszamy leniuchowanie dopołudniowe, bo nie wiadomo, o której spotkanie ,a Krzysiek umówił się, że panowie razem pojadą do Szczecina. Jeden do domu drugi po auto. Nasz samochód oddalał się, a raczej my od niego i trzeba było temu zaradzić. Wszystko poukładało się samo i zmieściło idealnie w czasie. Po rozmowie na pokładzie Panowie poszli i pojechali kontynuować konwersację, bo nasz gość okazał się bogaty we wszelką potrzebną nam wiedzę o pływaniu w Niemczech tutejszych wymaganiach i zwyczajach. Poza tym Kapitan umówił się z przedstawicielem naszych znikniętych map, że podrzuci mu pendrive, który mamy, w zamian za działający. Ja zostałam z psem na gospodarstwie i zaczęłam od spaceru, bo mamy dreptania niedosyt. No to drepczemy po Preipert, które jest małe i w zasadzie nie ma szans się w nim zgubić. Jest alejka z siłownia z trawnikiem dla psów, do której dochodzi się ślepą uliczką. Idę sobie i słyszę warczenie. Potężne i niskie. Odwracam się i za małym płotkiem widzę wilczarza. Olbrzymiego….Na szczęście Django ma swój świat i chyba nie usłyszał. No to idziemy spokojnie dalej. Płot który nas dzieli ten wilczarz może spokojnie przeskoczyć, wiec myślę jak postąpić…Idziemy dalej Django nieświadomy sytuacji, ja aż za bardzo. Odwracam się, by zbadać drogę powrotną ze ślepego zaułka, ale za płotem stoi ten baskervillski pies w całej okazałości i patrzy na nas uważnie. Trzeba jednak jakoś wrócić, robię obejście przez łąkę i kończę jak się okazuje przy płocie tej samej posesji. Django zauważa psa, a ten w podskokach przycwałował za nami i właśnie z radością zaczyna merdać…na szczęście z wzajemnością. Uff! Uratowani…wracamy. Po drodze oglądam tablicę informacyjną o florze i faunie regionu i spostrzegam na niej mojego potwornego węża ze śluzy. Opisany po niemiecku, po przetłumaczeniu okazuje się być zaskrońcem. Podobno rosną do 1.5m To mój! Wracamy na pokład czekać z utęsknieniem na kapitana. Wieczorem wraca nasz bohater, ręce ma pełne map wirtualnych i kluczyków z auta, które parkuje teraz pod mariną. Wszystko się udało! Tradycyjnie wygrywam w galibartkę.

2 thoughts on “ona: PRZEPŁYW wody i informacji”

  1. MOŻE BYŚCIE NAUCZYLI SIĘ GRAĆ W COŚ NOWEGO ???
    A PROPOS: NIE LEPIEJ BY BYŁO ZOSTAWIĆ AUTO GDZIEŚ W KRAJU?
    🙂

    1. Auto stało w Szczecinie, ale coraz dalej i trudniej było do niego dotrzeć, teraz mamy bliżej. Mariny to najczęściej wioski i polaczenia nie najlepsze. Co do galibartki, to chętnie ale to nie łatwe znaleźć coś na dwóch graczy, co daje takie emocje.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *