Brzydka pogoda i zimny porywisty wiatr , zniechęciły nas do dalszego płynięcia. Lepiej dokładnie rozeznać okolicę i dać szansę psu się wyhasać. Ruszyliśmy w kierunku eleganckiej mariny , gdzie wstęp tylko dla członków , jakość jachtów nie świadczyła o bogatym i snobistycznym towarzystwie , bardziej przypominała socjalistycznych kacyków , chociaż w śród łodzi stał jeden Suncamper 30. Z mariny poszliśmy do ogrodów pałacowych , bardzo piękne i zadbane miejsce pełne rzeźb w stylu starożytnym. Nie wiem co w tym towarzystwie robi cmentarz żołnierzy radzieckich. Jest to chyba ich trauma , albo biznesowa kalkulacja. Po odwiedzeniu cmentarza udalismy się do pięknie wyglądającego kościoła. Kościół został przerobiony na pawilon wystaw sztuki w tym momencie była to wystawa bardzo fajnych rzeźb znanego niemieckiego profesora. Z kościoła udaliśmy się na rynek na kawę , oczywiście do piekarnio – cukierni-kawiarni u Kowalewskich . Bardzo dużo tutaj sklepów restauracji , biznesów z polsko brzmiącymi nazwiskami. Pomysł na biznes super , pyszne ciastka , drożdżówki , kanapki wszelakiego rodzaju , lody, kawa i tysiąc innych rzeczy we wspaniałej atmosferze super zaaranżowanego wnętrza i zewnętrza. Po kawie , croisantcie , ruszyliśmy do banalnego Lidla na zakupy , tzn. ja na zewnątrz z psem Anka wśród półek. Po zakupach ruszyliśmy jeszcze pooglądać wystawy innych sklepów , jedynie co rzuciło mi się w oczy to duża ilość Tureckich fryzjerów?!!. Powrót na łódkę odpoczynek krótki , obiadek i znów na spacer tym razem w drugim kierunku , co nie zmieniło faktu wylądowania znów na pochyłym rynku a’la Sienna . Czas spacerowania tak szybko nam minął , że znów zgłodnieliśmy i zapragęliśmy po raz drugi sandacza ze szparagami w sosie Holenderskim super , i niech tak zostanie.


