Zapakowani po dach ruszyliśmy do mariny Wolfsbruch gdzie dzięki Robertowi mieliśmy fajną i tanią bazę. Maciek zostawił nam łódkę w miarę dobrym stanie pomijając spaloną nową wykładzinę i dziurawą dętkę w rowerze. Dojechaliśmy w piekielnym upale , a temperatura na Benii przebiła chyba wszystkie wskazania i sądzę , że ugotowała puszki mielonki, które zostawiliśmy. Nie wiem czy podejmę ryzyko konsumpcji. Ja załatwiłem wózeczek transportowy , a biedna Ania miała za zadanie rozpakować to co przywiozłem , a mamy tego dużo , trzy nawroty wózkiem. Po męczącym wypakowywaniu i układaniu poszliśmy na kolację do marinowej restauracji. Muszę przyznać , że moja carbonara i Anki sałatka były pyszne i wielkie , sałatka zapakowana powędrowała na łódkę. Już wybieraliśmy się z powrotem na łódkę gdy nagle usłyszeliśmy polską mowę i pytanie o naszą Benię . I tak od słowa do słowa rozpoczęliśmy wieczorne rozmowy Polaków . Peter i Gracja właśnie oddali łódkę z czarteru do „Le boat” i mieli trochę wolnego czasu bo następny czarter łodzi mieli w Muritz . Peter pochodzi z Chorzowa i mieszkał blisko nas bo na Różance , a Gracja czyli Grażyna z Brzegu. Wspólne zainteresowania pływaniem po rzekach przeniosły nas na pokład Benii , gdzie opróżniliśmy kulturalnie jedną buteleczkę wina pod ścisłym nadzorem naszych kobiet. Od Petera uzyskałem dużo fajnych informacji na temat tych terenów gdyż pływa tu bardzo często. Zgodnie z jego sugestiami popłynęliśmy dnia następnego do Rheinbergu gdzie jest przepiękny pałac Fryderyka Wilhelma , fajna marina i bardzo blisko dyskont gdzie można zrobić fajne zakupy. Pałac jest naprawdę piękny , a ogrody rozległe i równie urokliwe. Przeszliśmy całe miasteczko w poszukiwaniu dobrego jedzenia i po zrobieniu pętli wróciliśmy do smażalni ryb którą nam polecił Peter. Ledwo co zamówiliśmy ryby , a tu patrzymy Peter z Gracją sobie spacerują , więc z radością zapraszamy do stolika i wspólnie delektujemy się wspaniałymi rybami. Anka już chyba przestanie narzekać na brak ryb , ryby były wspaniałe , sosy do nich rewelacyjne . Dowodem , że ryby były pyszne było wyczyszczenie talerza pełnego ryb przez Ankę , zjadła pół kilo ryby. Przy stoliku tak zagadaliśmy się z naszymi znajomymi , że zamknęli nam zwiedzanie pałacu , no cóż trudno , po drodze mamy jeszcze dużo takich zabytków. Na terenie pałacu się rozstaliśmy bo Peter i Gracja musieli jeszcze zrobić zakupy i chyba skończył im się czas parkowania , a tutaj nie ma żartów z takimi przekroczeniami. Nam został jeszcze długi spacer po ogrodach.







