Wyruszamy jak zwykle…mamy plan na 12 śluz i nowy trip, jednak modyfikowany po drodze plan skraca nasz szlak i ponownie lądujemy w wannie , która tym razem podnosi nas o 34m….tłok niesamowity jesteśmy na końcu grupy i ogonem walimy w drzwi,a dziobem w barkę…to też atrakcja. Uwolnieni decydujemy się na parking na znanym obszarze i idziemy w miasto…miasteczko może, w którym wszyscy mieszkańcy się znają, żyją oszczędnie , bo nie ma sklepów i mają dlatego ładne domki. Zadowoleni zamawiamy cokolwiek, bo kelner nie wie o co chodzi , ale jest uśmiechnięty i kiwa głową na tak, cokolwiek by się nie wymyśliło. Dostajemy dania losowo, a ponieważ mamy zdziwione miny, dokładają nam też jakieś losowe dokładki. Głodni nie wychodzimy…Gramy sobie cały wieczór, w gry przeróżne, a w przerwach naprawiamy pompę w łazience. Ta łódź, to możliwość niekończącego się doskonalenia zarówno umiejętności technicznych, jak też rozwijania hobby. Ale kto powiedział, że będzie łatwo…