
Wciąż przesuwamy się w stronę Berlina, czyli każdy ma swój plan na ten kawałek. Tym razem jednak parkujemy na rogatkach i trafimy do mariny, w której rządzi ciekawy człowiek , trochę nieobecny duchem, chociaż z kontaktowym angielskim…lewituje gdzieś między wodą, a lądem, a za nim snują się psy….psy są fajne…rodesian rigdbeg i chyba labrador, są duże i bardzo przyjacielskie, chociaż wyglądają groźnie, zwłaszcza pierwszy.
Ich pan w chmurze dymu, nie przestając palić tankuje nam bolida i instruuje całkiem sprawnie co i jak tu funkcjonuje. Zmęczeni tankowaniem , oczyszczaniem i parkowaniem udajemy się na białe wino do marinowej restauracji, w której królują psy wszelkich ras.
Odnajdujemy też łódź bliźniaczą , której rozwiązania przestrzenne dodają nowe elementy do naszych fantazji.
Tak podbudowani idziemy w świat, czyli na spacer. Maciek z Martą namierzyli Lidla za rogiem, czyli ok.3 km i już. Krzysiek z Anką mając na uwadze ubytki w strukturze kręgów kręgosłupowych jednego z nich, wracają spacerkiem przez las i dzwonią do rodziny zamieszkałej w Berlinie. Każdy do swojej. Mój wynik jest lepszy, bo moja rodzina, w postaci delegata zostaje zmobilizowana. Krzysiek źle trafił, bo minął się na trasie i Jędrek własnie udaje się do Polski. Wracamy zadowoleni lasem, póki nie dochodzi do nas straszna prawda, że jedyny klucz do łódki mają Maciak i Marta. Pokonani zamawiamy kolejne wino w marinowej restauracji. Na szczęście Szymek nas odnalazł i czas oczekiwania na klucz przestał mieć znaczenie. Wracają tymczasem Marta z Maćkiem; z piwem , winem i opowieścią o tym , jak na cmentarzu mijanym po drodze odkryli dosyć interesującą sytuację. Nie umiemy , mimo polsko niemieckich kombinacji odkryć, która nacja zostawia na grobach słodycze i pokaźną ilość euro. Bojąc się ukrytej kamery , Maciek z Martą nie podchodzili blisko, jednak doliczyli się kilku setek. Zostawiwszy problem i odzyskawszy możliwość zaokrętowania wracamy na łódź. Szkoda, że nie udało nam się zwabić Jany i dziewczynek, może skuszą się w następnym sezonie, postaramy się już przyparkować bliżej i własnym stateczkiem :). Dzięki Szymkowi rozwiązaliśmy niektóre językowe węzełki i zaplanowaliśmy akcję na Berlin logistycznie.
DZISIAJ TROCHĘ HAOTYCZNIE. WINKO? ?
CHAOTYCZNIE
Wyszło jak wyszło, bo rodzinnie to jasne, a ponieważ chciałam oszczędzić opisów , kto jest kim , tylko wymieniłam z imienia , to troszkę chaos się stał . Tak to przy winie bywa…wybaczcie
Rodesian śliczny podobny do młodego Emirka…