Ona: SKM

..a nie mówiłam , że tak będzie

nasi imprezowi towarzysze, w porywie imprezowego serca umówili się z nami na dziewiątą , jak w piosence. Moje obowiązkowe drugie ego zerwało się skoro świt , przed dziewiątą i chciało zerwać też Krzyśka. On jednak był konsekwentnie nieczynny. Napisał jednak ładnie SMS , do Sławka , że droga do ich łódki za daleka na jego poranną kondycję. Pózniej znacznie, panowie spotkali się biorąc ożywczą kompiel i ustalili, że śniadanie nie doszło do skutku z powodu przyczyn…? Późniejsze zajęcia w podgrupach też zostały odwołane. Kiedy jednak nadszedł czas wyszarpałam dzielnego rycerza z pieleszy i zabrałam na lwy.

Lew jaki jest każdy widzi

Lew w zasadzie interesujący nas był jeden, jednak w Gdańsku o lwy nie jest trudno. Nasz był na budynku Forum , a chcieliśmy go zobaczyć z uwagi na znajomość z autorem . I był! Wielki na 16 m i z miną jak należy . W trakcie zaliczyliśmy jeszcze młyńskie koło, które objawiło Gdańsk z wysokości, trochę Starego Miasta , głównie jednak plac budowy na kawałku pomiędzy mariną i tymże.  Rozochocona sukcesem wyprowadzenia Krzysia na spacer wsadziłam go do SKM czyli kolejki , która zawiozła  nas do Sopot. Samo kupno biletu już było fajne , bo automat jak gra komputerowa jest wyzwaniem. Zadowoleni jednak , bo sukces był nasz , wysiedliśmy prawie na Mońciaku. Trasa na molo , czyli tradycja , trasa na obiad i powoli szybką kolejką do Gdańska. Tu zwolniłam dzielnego Krzysztofa , bo już jego norma została przekroczona i pobiegalam sobie sama po mieście , dziwnych dokonując odkyć , że np w tym zakątku Polski cena jabłek trzykrotnie przebija cenę brzoskwiń . Tak to spokojnie i z nastawieniem , że jutro wstajemy z mewami umieściliśmy się łódkowych pieleszach. Mieli co prawda dojechać znajomi na kolacje jakaś pyszną , by ładnie zamknąć ten Gdański czas, ale nie dotarli ….

4 thoughts on “Ona: SKM”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *