Ona : różne oblicza natury

Bobry działają ..

Sprostowanie w dwóch tematach dotyczących Barcina. 1. Księgarnia została namierzona. Zamknięta , 2, 5 km od centrum, jednak jest faktem. 2. Na mój zachwyt nad mariną został wylany kubeł zimnej wody. Dosłownie. Zadowolona z perspektywy prysznica, bo ten łódkowy: własny ale ciasny, zapakowałam ręczniczek, szampon i inne takie i pobiegłam we wskazanym kierunku. Kierunek z grubsza słuszny okazał się zbyt ogólny…po drugim okrążeniu domniemanego pawilonu, wykryła mnie pani i przepytawszy z celu wycieczki wskazała właściwe drzwi. Za drzwiami było kilka różnych rowerów : od takich na trzech kołach począwszy. Jednak tym razem pewna swego przebrnęłam przez ten level bez straty punktów i dotarłam do pomieszczenia z dwoma kabinami. Niestety poziom trudności polegał na braku czegokolwiek na czym można by było powiesić cokolwiek.  Ubranka zdjęłam więc i umieściłam w sposób dosyć delikatny na klamce i drzwiach, znalazłam też bezpieczną strefę ręcznikową. Zadowolona własną kreatywnością odkręciłam wodę i…oblało mnie lodowato, co przy temperaturze wieczora ok. 8 stopni nie było szokiem, nie było też miłe. Ale cóż fizyka i technika…pewnie bojler, albo piec….był chyba bardzo, bardzo daleko. Po wielu trudnych minutach zakręciłam kurek i wytarłam kryształki lodu z przodu siebie, szybkim marszobiegiem dotarłam do jednostki tak bardzo teraz docenionej za własny program grzania wody we własnej mimo, że ciasnej łazience. Teraz już wiem czemu prysznic był w ofercie mariny gratis. Szkoda, że nie było wyboru.

Wyboru dokonujemy rano , postanawiając płynąc do śluzy Łabiszyn , która jest punktem krytycznym naszego planu, jako, że wyremontowana i wciąż bez odbioru technicznego uniemożliwia jednostką pływającym przebycie wielkiej Pętli Wielkopolskiej,o czy dowiedzieliśmy się niestety po fakcie opłacenia czarteru. Bywa i tak,  trzeba było stworzyć plan „B” , który jednak był planem awaryjnym…popłynęliśmy j zobaczyć co tam słychać w Łabiszynie. Tam jednak dobrze się nie dzieje i nawet cumowanie w wyznaczonym do tego miejscu przy śluzie okazało się złym pomysłem ze względu na stan dna.

Pomknęliśmy więc z powrotem spotykając po drodze dwa żurawie, jak sądzę, bo ornitologów do konsultacji brakło. Żuraw jest trochę podobny do Krzyśka i sądzę, że on mógłby mieć żurawia gdyby nie Lontek. Kolor i wzrost za tym przemawiają i sposób bycia z grubsza podobny u wszystkich trzech.

…po drugiej stronie lustra

Następnym pomysłem był kanał szerokości naszej łodzi, między jeziorem Kieszkowskim i Ostrowieckim ?  tu Krzysiek dał popis sterowania i dotarliśmy na jezioro piękne jak marzenie. Namiary dostaliśmy od ludzi w marinie z bonusem w postaci wskazówki, że na końcu będzie pyszna restauracja.

Restauracja nas zmotywowała i dopłynęliśmy do pierwszego obiektu, który mógł nią być. Nie był. Dostaliśmy w nim zapiekankę z micro i miłe towarzystwo, które zabraliśmy na spacerowy rejs. Miło było, jednak musieliśmy naszych wycieczkowiczów oddać , bo byli zobligowani do jakiegoś szkolenia, z którego mogli zniknąć tylko chwilowo. Dla nas celem nadal była przedstawiona smacznie restauracja i …znalazła się , piękna z napisem „love” na trawie przed budynkiem , z miejscem do cumowania i panem , który nas poinformował, że to prywatna impreza i teren tez. Niechciani popłynęliśmy dalej, postanawiając znaleźć spanko na dziko, w ciszy przerywanej szumem wodorostów i śpiewem ptaków. Nie jest to proste, bo brzeg ,albo niedostępny , albo prywatny, ewentualnie zaanektowany przez wędkarzy. Ale pokręciliśmy się i jest!! Mały pomost w trzcinach. Było i zejście do wody, przez które z wody wyszedł pan, jak się okazało tutejszy . Potwierdził nasz trafny wybór i poszedł . Przyszła za to duża grupa niezbyt zaawansowana wiekowo, za to zorientowana na rozrywkę. Przywitali się grzecznie , włączyli disco z gatunku polo i baraszkowali w wodzie opisując stan swoich intymnych narządów w związku z temperaturą, bo praw fizyki zmienić się nie da. Język mieli niebogaty ale treściwy. Poproszeni o zmniejszenie stopnia intensywności dźwięków muzyki, nie robili problemu i upominali się wzajemnie bardzo gromko. Tak czy siak impreza się rozwijała,  alkohol ośmielił chłopców i dziewczynki zwłaszcza tych w parach , a nas onieśmielił. Jednak postanowiliśmy być dzielni i tym bardziej, że mrok nie zachęcał do wyprawy w celu poszukiwania mniej zaludnionego kawałka. Zabrałam kłódkę zamykającą łódź  ze sobą, bo wpadło mi do głowy , że to może być fajny żart zamknąć kogoś wewnątrz jego kłódką. Krzychu obiecał czuwać na sytuacją, i zaraz zasnął, może zresztą chciał odstraszyć chrapaniem ewentualnych intruzów. Symulował niedźwiedzia w gawrze. Postanowiłam nadsłuchiwać i zasnęłam…. A jednak wstaliśmy w całości, a po imprezie ślady zmył poranny deszczyk.

…my też zmyliśmy się bez śladu

6 thoughts on “Ona : różne oblicza natury”

  1. Znalazłszy kilka okruchów czasu przed snem( Dluuugi weekend w Irlandii wiec Pyśka na pokładzie do środy )) postanowiłam ze spędzę je z Wami i ???)) muszę powiedzieć że to były bardzo dobrze zainwestowane okruszki ponieważ śmiałam się na okrągło jak to kiedyś bywało z bochenkiem chleba )))))))))))) inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą I nawet kiedy sprawa mogłaby być prosta – ot prysznic jak zwykle u siebie – to Aniu doceniam Twoją kreatywność oraz odwagę ( to głównie )) w podejściu do sprawy bez sprawdzenia czy ciepła woda leci ~zanim~ zdjęłaś to i owo hahaha ))))))????☝?? Całusy B.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *