Dzień zaczął się piękny i nic nie zapowiadało, że będzie, aż tak ciekawy. Rozleniwieni Słońcem nie działaliśmy zbyt energicznie. Krzyś jeszcze odpoczywał, ja skoczyłam sobie do drogerii, bo odczułam niedostatek niektórych produktów w tym temacie. Po drodze na Giżyckim deptaku, przytrzymałam Panią, która potknęła się o krawężnik, skutkiem tej akcji, obie wylądowałyśmy w kamyczkach na ścieżce. Pozbierałyśmy się szybko, Pani podziękowała, obie odniosłyśmy lekkie obrażenia. Ręce ok, tylko pięknie obdarte kolana. Trudno! Wróciłam do łódki , nasi sąsiedzi wciąż przycumowani do nas , więc wybraliśmy się na spacer…Wracam i czekamy…Około południa sąsiedzi wrócili i podjęliśmy decyzję, oni zostają my płyniemy. Staliśmy przycumowani ciasno „na waleta” i Krzysiek delikatnie zaczął się wycofywać . Z jednej strony pomost, z drugiej wielka burta. Ogólnie wiatr. I ten wiatr zaczął nas spychać na mijany dziób,w tak perfidny sposób, że kotwica tamtego trafiła nam w otwarte okno messy. Krzysiek wrzasnął niecenzuralnie, ja chcąc nas odepchnąć wypchnęłam kotwicę za okno, tylko trochę za szybko się działo i kawałek mnie zostało między szybą Beni i kotwicą. Benia przeszła na milimetry, jednak nietknięta, ze mną trochę gorzej. Wkładam pod wodę zakrwawioną rękę i..trochę mi zabrakło dystansu. Krzysiek walczył dalej z silnym wiatrem, ja się darłam, że mi palec odpada, i żeby na mnie teraz nie liczył. Trzeba było tylko ustalić co damy radę zrobić w tych warunkach. Po szybkiej naradzie zdecydowaliśmy się na Ryn, bo powrót do zatłoczonej mariny w Giżycku, w momencie kiedy Krzysiek był zdany tylko na siebie, był przy tym wietrze ryzykowny. Ryn o tyle logiczny, że tam było auto i można było podjechać do szpitala. Uważam, że błędem logistycznym jest brak pomostów do cumowania przy SORach. 🙂 Krzysiek więc płynął, ja powoli wychodziłam z szoku i zaczęłam składać palec z czego miałam pod ręką 😉 Polałam wodą utlenioną udając, że mnie to nie dotyczy i zabrałam się do prac ręcznych. Dosłownie. Paznokieć pokryty hybrydą w fajnym kolorze, jakoś się jeszcze trzymał, to po kolei zaczęłam do niego dopasowywać pozostałe elementy; opuszek nie całkiem odpadł, to go nastawiłam w dobrym kierunku i przykleiłam za pomocą skrawka oderwanej skóry. Palec trochę popękał z przodu i z boku i zrobiła mu się sina buła na górze, która nie chciała pasować, ale i tak był to szczyt moich możliwości. Zużyłam wszystko co mogło się przydać z apteczek i z potem z braku czegokolwiek więcej jałowego zostawiłam go bez przykrywki żeby obserwować. Kapało z niego, to usiadłam na dziobie i tak sobie płynęliśmy wśród fal całkiem sporych, które jednak nikogo tym razem nie obchodziły. No może psa. Dopłynęliśmy do Rynu przed 17-tą. Okazało się, że jest tu wodne pogotowie i punk medyczny. No to idziemy. Panie popatrzały i stwierdziły, że trzeba szyć i dobrze, by było się pospieszyć, bo im później tym gorzej i że na SOR mamy jechać. Pięknie mi zawinęły opatrunek i zalepiły wszystko bardzo zgrabnie na czas transportu. My od rana na diecie poszliśmy do tawerny na szybko coś wrzucić, bo z SOR-em wiadomo szybko nie będzie. Po karmieniu,do auta i do Mrągowa. W Mrągowie miły szpital, kolejka stoi sobie w parku, bo jest covid , ja jakoś trafiam do śluzy i zgłaszam poszarpany palec, ratownik twierdzi , że zobaczy i znika …na zawsze. Krzysiek pojechał z Djangiem tankować auto i na spacer, ja w śluzie układam sobie pasjansa. Potem przychodzi rodzina z panem, który wygląda gorzej niż ja wiec zgadzam się oddać moje miejsce w luzie, w której można tylko pojedynczo sobie czekać. Reszta w parku. Tak sobie czekam i czekam, czasem zaglądają do mnie ci z ogródka, bo nie mogą uwierzyć, że tam jeszcze jestem. Tez nie mogę. Około 20 zostaję zaproszona. Odpakowali moje cudo i pan doktor stwierdził, że trochę za stara rana na szycie ;(( . Zrobili mi jednak zastrzyk przeciw tężcowy. Tyle z tego. W zaleceniach mam moczyć palec w mydlinach w czwartej dobie…ciekawe.Poza tym miła rozmowa o pływaniu. Przyjeżdżamy na łódkę, chyba mamy dosyć wrażeń. Ale gdzie tam, mam dziś szczególną passę. Spokojnie piszę sobie bloga stukając wolno pozostałymi palcami…i oczywiście znika mi cały tekst, rozżalona idę poskarżyć się Krzyśkowi, który na rufie się relaksuje i ..walę głową w futrynę od czego wyrasta mi śliwka 1:1 w skali i w kolorze śliwkowym. Idę spać
Kochanie, trzymaj się. Życzymy Ci zdrowia. Uważajcie na siebie i na Djanga też.
Współczuję Ci, ale co Cie nie zabije, to Cie wzmocni. Całuję w paluszek, wujek Marek
Na szczęście mam jeszcze kilka i potrafię ich użyć :))
Przeczuwałem, że pływanie taką łodzią jest niebezpieczne.
A ja nie myślałam, że aż tak !!! Trzeba było mówić wcześniej, o swoich przeczuciach…
Chyba nie było aż tak tragicznie , no ale nie widzieliśmy tego twojego biednego palca . Sam miałem szyty i nie raz solidnie rozwalony któryś palec , ale żeby w takiej sytuacji jeszcze płynąć tyle czasu podziwiam . Musisz bardziej na siebie uważać . Życzę szybkiego zagojenia tych wszystkich ran .
Nie było, specjalnego wyboru, zresztą i tak prawie drugie tyle przesiedziałam na SORze wiec widać, tak miało być . Jedyne co do sposobu pielęgnacji rany mam wątpliwości , bo moczenie jej w mydlinach w takim stanie nie wydaje mi się dobrym pomysłem .
KIEDYŚ PALEC WPADŁ MI POMIĘDZY PASEK KLINOWY A KOŁO ZAMACHOWE W WV. NA MOJE SZCZĘŚCIE PASEK BYŁ LUŹNY, ALE I TAK GDY MOJA ŻONA OTWARŁA DRZWI I ZOBACZYŁA NA MOJEJ DŁONI KAŁUŻĘ KRWI, NA WSZELKI WYPADEK OD RAZU ZEMDLAŁA.
NA POGOTOWIU PAN DOKTOR POWIEDZIAŁ, ŻE PALEC JEST OK. NIC MI NIE BĘDZIE…
FAKTYCZNIE, MIAŁ RACJĘ…. 😂MÓJ PALEC GDZIEKOLWIEK SPISUJĄ TROCHĘ DOKŁADNIEJ MOJE DANE, JEST PODAWANY NA PIERWSZYM MIEJSCU CECH CHARAKTERYSTYCZNYCH.
PISZĘ TO BO BYĆ MOŻE BRAK SZYCIA TO AKURAT DOBRE WYJŚCIE. SZCZEGÓLNIE JEŚLI PRZYJMUJĄCY CIĘ ZNACHOR NIE MA WYSTARCZAJĄCEGO DOŚWIADCZENIA 🙂
Palec wyszedł nieco dłuższy , ale jestem zadowolona, że jednak jest ze mną .