W Augustowie jak zwykle wszystko doskonale z planem 7.30 i wjeżdża dźwig, rozkłada łapy i wjeżdża ciężarówka z przyczepą, 8.30 wyjeżdżamy z posiadłości i jedziemy na teren Balt Yachtu, gdzie za parę minut przyjeżdża ekipa serwisowa z Boat Shop. Takiej organizacji na Śląsku muszą się uczyć ;), w Warszawie nigdy nie do osiągnięcia. Rozmawiam z kierowcą, bo jest problem na drodze most o wysokości 3,6m, a my mamy wysokości 4,1m . Kierowca pokazuje taki mały objazd wiaduktu bo inaczej 100km więcej trzeba będzie zrobić. Decydujemy się na skrót. Musze przyznać, że jazda za zestawem jest bardzo miła, tempo tez dobre, spalanie samochodu 4,8 l . Stajemy na stacji benzynowej tuż przed zjazdem z głównej drogi, by potwierdzić usłyszaną informację od miejscowych. No i zgodnie z Polskim zwyczajem na trzy osoby, trzy różne interpretacje możliwości przejazdu, od załamania rąk i głów, aż do spokojnie tylko nie za szybko. Czasami odnoszę wrażenie, że nie mówimy o tej samej trasie i proponuję, że przejedziemy najpierw Citroenem, a potem zestawem. Kierowca jednak zadecydował, że jedziemy. No to jazda skręt w boczny dukt już podniósł mi ciśnienie, ale widzę, że wszystko idzie sprawnie, no może powiedzenie, że widzę to za dużo.


Hamowanie bo nisko wiszące przewody, tuż przed leśniczówką. Leśniczy wyskoczył i dawaj o mandatach, więzieniu, etc. ale kierowca spokojnie pyta się jak dalej sobie poradzimy i po pierwszym szoku leśniczy wchodzi w pełną komitywę i współpracę tłumaczy jak jechać, nawet dowiadujemy się , że ostatnio ( to okolice Orzysza, największego poligonu), byli wojskowi i zmierzyli most i wyszło im 4,20m, kurde urósł . Ale już nie zawracamy i jedziemy dalej, bo to blisko( miara jak u górali), ale jest jeden problem bo dalej remontują most i chyba będzie za wąsko i za ciężko, ale jest objazd. O rany tylko nie kolejny objazd. Jedziemy dalej


Oczywiście musieliśmy zrobić kolejny objazd, ale profesjonalista wiedział już co robi bo już w tych miejscach wodował łodzie- byliśmy i nocowaliśmy tam w zeszłym roku z Witkiem i Marynią , przejeżdżamy także koło Czarnego Bociana , wszystko dobrze tylko dalej jesteśmy nie po tej stronie wielkich jezior, w końcu jest most, przejeżdżamy na drugą stronę i myk jesteśmy w Rynie. Trochę problemów, bo o jedną bramę za daleko, ale jest już wszystko przygotowane do wodowania. No może sprzęt nie taki sam jak w Augustowie


Niech, żyje matematyka i fizyka, to naprawdę ma udźwig 16 ton, ale co przeżyliśmy to nasze , najbardziej chyba Anka, bo ratowała jacht na który nieopatrznie wylądowała by Benia, a chwilę potem Benię by nie stuknęła o nabrzeże i jeszcze to rejestrowała film zostanie opublikowany jako osobny post.




No i się udało odpływamy na nasze nowe miejsce postoju w Rynie. Benia tylko zakurzona po tym leśnym safari , ale zadowolona ze swojego nowego miejsca cumowania.

Ale to był dzień, wszyscy jesteśmy wykończeni z emocji.

My to poważnie przeżywamy bo dla Nas to nowość , ale Tadeusz kierownik ośrodka to stary wyga i doskonale wie co robi, dzięki Bogu mamy szczęście do ludzi. Jutro pakowanie i wyjazd do domu.