Lenistwo na kei w Iławie tak mi się spodobało , że zrezygnowałem z dłuższego rejsu do Starych Jabłonek i ruszyliśmy bez pospiechu na wyspę Djang’a . Po kolorach drzew na brzegu widać , że sezon dobiega konca , niestety nie widać tego na wodzie , pełno żaglówek i jachtów . Fakt , że pogoda sprzyja jest ciepło i wieje fajny wiatr . Ance chciałem zrobić przyjemność i zaprosić ją na rybkę do Makowa. Wraz z Markiem i Henrykiem jedliśmy tu najlepszego sandacza i cudowną zupę z kurek. Wszystko prawie takie same , cumujemy także do brzegu w wąskiej szczelinie między szuwarami-i to byłby wszystko takie same. NA brzegu pełno psów więc Django cały czas na smyczy , jak weszliśmy na górkę to okazało się , że zapomnieliśmy woreczków dla psa . Anka wróciła do łodzi , ja zostałem z Djangiem i jakimś memeringiem który koniecznie chciał nawiązać kontakt , nagle bezpański pies podleciał i zaatakował Djanga i rozpętała się mała bitwa z której dzielny pies Django wyszedł zwycięsko tylko z jedną ranką na nodze. Memering stwierdził , że właścicielem jest jakiś pijany facet który w tym momencie zniknął , a on sam by potrzebował wsparcia bo wojna psów rozkołatała jego biedne nerwy i potrzebuje piątkę na dwa piwa. Cóż zrobić facet dzielnie się bał więc piątkę mu dałem. Restauracja w której jedliśmy wspaniałe ryby była zamknięta , ale dla pewności zapytaliśmy się dwóch pań czy rzeczywiście jest zamknięta i otrzymaliśmy odpowiedź , że piwo można kupić w sklepie????. Na szczęście lub na nieszczęście był otwarty bar gdzie zamówiliśmy rybki , Ania okonka , a ja sandacza. Rybki miały parę wspólnych cech , porcje były olbrzymie(bo płatność za wagę) i były niesmaczne. Tak jak restaurację mogę polecić tak bar nie. Zniesmaczeni wróciliśmy na łódkę i odpłynęliśmy na wyspę . Djangowy raj dla nas także był oazą spokoju, pomimo paru wymieniających się łódek przy pomoście. By nie było tak spokojnie to jeden jacht wpadł na mieliznę przy cyplu wyspy i niestety sternik zrobił błąd i wyciągnął miecz nie zrzucając żagli i jego jacht z impetem zaczął dryfować w naszym kierunku i można powiedzieć , że dzięki przytomności umysłu nas i załogi cumującego obok jachtu nie doszło do poważnych strat. Wkrótce wszystkie jachty odpłynęły , a na nasz pomost przypłynęła bardzo fajna ekipa z którą dyskutowaliśmy o Jezioraku , aż do burzy. W międzyczasie panowie nałapali sporo płotek , które ekologicznym zwyczajem wpuszczali z powrotem do wody. Naprawdę wyspa jest fajna , a najlepiej to wie Django







