Po przejażdżce z Augustowa do Rynu , razem z Markiem , Marcinem i Henrykiem wymyśliliśmy treningowy męski rejs na Mazurach. W środę w nocy dotarliśmy na Benię . W Boże Ciało wyruszyliśmy w kierunku Bełdan, po drodze trenując cumowanie rufą , cumowanie do brzegu i takie tam różne manewry. Wniosek; cumowanie rufą przy lekkich podmuchach wiatru nie jest problemem, ale już przy silnym wietrze jest problemem. Przy silnym wietrze zalecam cumowanie dziobem, zwłaszcza, że trap dziobowy pozwala na wygodne zejście na ląd. Zwracajcie uwagę by trap nie zachodził nad pomost bo przy fali można go uszkodzić !!!!!!!!!!! .
Zadowoleni po próbach wpływamy do Mikołajek by coś przegryźć a tu na wysokości Mariny idiota Warszawski w starej krypie odwrócony tyłem do kierunku płynięcia nas staranował i wywalił okropną dziurę z boku Beni. Pech niebywały całość na szczęście była uwieczniona na monitoringu Mariny i Policja nie miała problemu z ustaleniem sprawcy. Kretyn do końca się upierał , że to nie jego wina. ( Materiały filmowe załączę w osobnym wpisie). Jak to powiedział znajomy w kei, pierwsza dziura najbardziej boli potem to już spokojnie. Z tych wszystkich nerwów i tłumów i godzinnego czekania na posiłek zdecydowaliśmy , że śpimy na dziko. Jak powiedzieli tak zrobili i na Bełdanach mamy piękną miejscówkę, ale trzeba uważać na mrówki. Henryk wykazał się niebywałym kunsztem operatora drona, startował i lądował z pokrywy silnika.



Z Bełdan popłynęliśmy poprzez Śniardwy do mariny Wrota Mazur, gdzie zjedliśmy pyszne żeberka. Henryk wprowadził łabędzia w stan ogłupienia latając mu dronem tuż nad głową. Dzień następny to już powrót do Rynu, jak dzień wcześniej Heniek sterował cały dzień tak w tym dniu Marcin, a Marek cały czas oddawał sie rozkoszom pasażera, ja musiałem mieć baczenie na wszystko. Powrót do domu, a tam już przygotowane weki na kolejną podróż. Poniedziałek sprawy firmowe wtorek pakowanie i wyjazd. Łódeczka w doskonałym porządku, Anka zadowolona, Django zadowolony, pyszne jedzonko w młynie w Rynie, czego chcieć więcej. Środa dzień zwiedzania, jedziemy do Świętej Lipki i na zamek w Reszlu. Świątynia barokowa w Lipce zrobiła na mnie potężne wrażenie zwłaszcza powieszone po sklepieniem barokowe obrazy, które sprawiały wrażenie trójwymiarowości i chyba to ewenement w historii sztuki. Przepiękne organy, czekaliśmy na koncert ale się nie odbył z niewiadomych przyczyn. W Świętej Lipce dowiedzieliśmy się , że jest Polska trasa Św. Jakuba tak jak szlak Camino de Santiago.



Reszel bardzo urokliwe miasteczko z zamkiem na wzniesieniu i pięknym podzamczem trzydzieści metrów niżej. Malownicze uliczki z kawiarenkami naprawdę trochę przypomina malutkie włoskie miasteczka( malutkie, pycie). Zamek bardzo ładny z częścią hotelową, restauracją i robiącą wrażenie wystawą narzędzi tortur.




Po zwiedzaniu wróciliśmy na łódkę, po drodze wstąpiliśmy do Szatanka ( Marina Bocianie Gniazdo) gdzie z przyjemnością zjedliśmy po sandaczu. Ja z Djangiem na łódkę, Anka do sklepu uzupełnić zapasy. Siedząc i pisząc bloga na rufie spostrzegamy, że obok nas cumuje piękna motorówka , rewelacyjny oldtimer. Od słowa do słowa i zaczęła się mała imprezka. Młodzi właściciele łodzi przypłynęli by skorzystać ze slipu, a pomagał im ojciec Karoliny.



Po wyjeździe Coco nad mariną rozpętała się burza, oj było strasznie po raz pierwszy w życiu widziałem krwawą tęczę




Przy wtórze błyskawic na dobranoc Anka sprytnym oszustwem ograła mnie w Galibartkę.
A CO Z TĄ OGROMNĄ DZIURĄ??? PIERWSZA, TO JAK STRATA CNOTY. ..
WARSZAWIAK BYŁ UBEZPIECZONY?
MY ZWIEDZACZE ŻYCZYMY WAM BY SPRAWA NIE TRWAŁA TAK DŁUGO, JAK W WYPADKU SPOTKANIA MALUCHA Z LIMO PANI PREMIER SZYDŁO …
Taki sam idiota jak kierowca Seicento który wymusił pierwszeństwo na kolumnie rządowej. Mam nadzieję,że nie wpłaciłeś mu kasy.