Wstał wspaniały słoneczny dzień który nie zapowiadał całego mnóstwa zdarzeń i przygód . Rano 9.00 wraz z Andrzejem po śniadanku udaliśmy się do szefa mariny by odebrać kaucję – nikt nie wie za co ( przypuszczalnie za klucz) ani dokładna kwota też jest domyślna- czyli przyjmiemy wszystko co dadzą . Wchodzimy do kanciapy , a tam rozbawione towarzystwo przy czterech piwkach zagłębione w porannej dyskusji . Jakaś zdziwiona kobieta , lekko zawstydzona zeskakuje z kolan hafenmmeistra . Widok wspaniały jak z Hłaski . Przyjmujacy kasę wczorajszy pomocnik miesza w jakimś zeszycie , jednym , drugi , pojękując Ja , Ja , ale mało co czai czyli podobnie jak my , w końcu daje nam sześć Euro i mówi danke. Zgadzam się z Niemiecką doktryną -jeżeli ktoś pracuję to nie jest alkoholikiem – oni pracują ciężko.
Wracamy na łódź rzucamy cumy delikatnie cofam by nie dotknąć ganc nowego Boarncruiser’a , Niemiec coś tam krzyczy i macha rękami załoga stara się chronić burty cofam na tyle delikatnie by nie wpaść w zbiorowisko lili wodnych ster strumieniowy skręt sterem na maksa ale niestety bardzo silny podmuch wiatru zepchnął naszą łódź na Boarncruiserka i bęc przytarliśmy o wyciągarkę dla pontonu, rany co się działo Niemiec oszalał , gruba Frau w spazmach cały majątek szlag trafił i co najmniej 5000 Euro – u nas zadrapana nalepka z nazwą łodzi . Oczywiście Policja i dawaj spisywanie , Niemiec gardłuje i co chwilę podbija cenę , Maciek robi fotografię w trybie bardzo głośnym by słyszał co spowodowało lekką konsternację. Policjanci bardzo przyjaźni, porozmawiali z Piotrem spisali protokół , ja nie podpisałem bo nic fersztejn , ale poprosiłem by zrobili zdjęci dla ubezpieczalni , co zrobili z radością bo potomek gaulaitnera przeginał ( a może już sam był w hitlerjugen) . Niemcowi mina spadła i nawet zaprosił nas na pokład byśmy ocenili starty jakie poniósł – lekkie pęknięcie lakieru wokół spawu-potrzebny lakiernik z pędzelkiem, ale to jego i ubezpieczalni sprawa.

W końcu ruszamy , ale łatwo nie jest wiatr dopychający przepotężny strasznie nosi łódką by znów nie zostać rzucony na łodzie wchodzę głęboko w pole lili i delikatnie się odkręcam i brzegiem pola wypływam – goodbye Poczdam , goodbye Sanssouci , goodbye zapracowana marino – płyniemy dalej spokojnie poprzez jeziora otaczające Poczdam i Berlin (Przepiękne), wpływamy do kanału Havela -Odra i znów piękne jeziorka .
Naradzamy się z Andrzejem czy nocować przed śluzą czy za nią – decyzja za śluzą – wybór bardzo trafny co okazało się następnego dnia.
ROZKRÈCASZ SIĘ ARMATORZE. UWAŻAJ TYLKO, ŻEBY NIE BYŁO CI POTRZEBNY WASZCZYKOWSKI ?
A uczyłem jak wychodzić ” na jajeczko” ?
Nie nauczyłeś …:(
Grunt to spokój ?