Ona: ABORDAŻ nam nie WYSZEDŁ

Krzysiek, od rana podekscytowany, bo ekipa którą poznał w Śremie dopływa swoim nowym nabytkiem do Szczecina. Chłopaki płyną z Elbląga, więc dużo trudów za nimi, doceniamy, bo wyrywkowo znamy trasę. Krzysiek na maszcie topowym doczepił proporzec Śremu, żeby dać znać, że ich oczekuje. Zmówili się telefonem, bo chłopaki ruszali z Trzebieży, i ustalili czas kiedy mniej więcej będą na naszej wysokości. O godzinie podanej przez kapitana ruszyliśmy im naprzeciw. Coś się jednak kapitanowi źle policzyło, bo dopłynęliśmy, aż do betonowca, a chłopaków nie widać. Nie chcieliśmy płynąć dalej, to wrzuciliśmy „luz” i kiwamy się na falach jak duża kaczka. Kiwaliśmy się licząc razem z dopłynięciem do punktu kiwania, jakieś cztery godziny. Potem już nadszedł głód. Krzyś wymyślił, że zjemy z chłopakami, wiec po dogadaniu kto gdzie jest, ruszyliśmy wolno na nadbrzeże Szczecina. Tam są fajne knajpki zaraz przy miejscach do cumowania. To cumujemy i wolniutko zamawiamy. Jesteśmy po zupie i nadpływają ONI. Super ekipa, ja dopiero poznaję, jednak Krzysiek wiedział co mówi. Fajne popołudnie. Chłopaki zostają przy nadbrzeżu, a my płyniemy do naszej mariny cichej. Po drodze mijamy czaplę albo żurawia?! Która robi tarczę ze skrzydeł, podobno po to, żeby zrobić cień na wodzie, który ułatwia polowanie. Fotka jednak nie wyszła, bo byliśmy za daleko.

Tu miało być o tym jak czaple robią cień na wodzie.

1 thought on “Ona: ABORDAŻ nam nie WYSZEDŁ”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *