Przeżywając akurat kryzys twórczy 🙂 postanowiłam przepracować temat literatury faktu / patrz : nasz blog / z autorem drugiego spojrzenia na naszą wodniacką rzeczywistość . Zwalam winę na butelkę ulubionego wina Apoteka Inferno, bo piekło brało udział w dyskusji. Analiza życia na łodzi w zależności od okoliczności przyrody i sposób wyrażania emocji bądź ich brak, taki był temat naszego starcia, bo brak konsensusu, a nawet niemożność trafiania w ten sam punkt rozpatrywany na naszym małym forum sprawiły , że rozstaliśmy się bez przyjacielskiego uścisku. Nie przeszkodziło nam to razem wyruszyć wodną drogą. To moja pierwsza trasa na pokładzie Beni . Podoba się!!! Nasza wszystkomajaca łódź ruszyła cichutko jak, elektryczne autko z parkingu i z gracją włączyła się do ruchu. ( ruchu nie było) szybciutko, prościutko popłynęliśmy do Augustowa. Augustów oddalony od naszej poprzedniej miejscówki o rzut beretem powitał nas słońcem na błękicie . Przybiliśmy sobie przy głównym deptaku, w krainie wielu dobrych restauracji,a ponieważ była piękna pogoda, co stało się po raz pierwszy od wielu godzin poszliśmy spacerować jak to turyści po Augustowie. Przejrzeliśmy menu mijanych gastronomii i z nadzieją, że uda się znaleźć ” na wynos” coś smacznego i doszliśmy do rynku. Zazdroszcząc mieszkańcom Augustowa pięknego ryneczku zdecydowaliśmy się na powrót, bo pogoda nie mogła się zdecydować o co jej chodzi i na niebie zawisła chmura olbrzymka całkiem granatowa. Ciągnąć Django na silę, bo ma deszczofobie pobiegliśmy w stronę domku na wodzie.. I dobrze. Zdążyliśmy jeszcze zamówić na łódź krewetki i babkę z jagnięciną w sprawdzonej wielokrotnie „Fiszy” i spadł deszcz przeogromny. Po oryginalnym obiadku i deserku Krzysztof przestał mnie nielubić i zasnął . Słońce zabłysło i zaraz zgasło i rozpętała się deszczowa rozróba nad miastem. Trochę nas, poszturchało, zmoczyło i przestało straszyć . Na górze się dogadali i do końca dnia było słonecznie. Korzystając z nietypowej ostatnio pogody zostawiłam śpiącego Krzyska , zabrałam obudzonego Djanga i zrobiliśmy sobie piękny spacer Augustowskim nadbrzeżem . Zrobiłam tez fotkę Beni i dotarła do mnie straszna prawda , której nie dostrzegłam bez obiektywu !!! Nazwa łodzi z drugiej strony burty nadal miała ramkę !!! Tak to jest jak widzi się wciąż ten sam profil. Już przy wymyślaniu czcionki nie byliśmy zgodni ,czy nazwa powinna być z obu stron i błysnęłam wtedy jasno,twierdząc, że ja zawsze widzę napisy od strony pomostu🤦♀️.Teraz konsekwentnie brnę …Jest nadzieja, że kiedyś przycumujemy druga stroną. ;)) Spacer udało się zrobić w słoneczku i po godzinnej trasie postanowiliśmy wrócić po Krzyska, bo Augustów bardzo nam się podobał. Django podobał się też, i parę osób zaczepiło mnie pytając o psa 🙂 Każdy słoneczny wieczór przechodzi jednak w półmrok i spokojnie zasiedliśmy do kolacji, analizując plan na jutro. Kombinacja, że następną noc spędzimy na dziko, czyli będzie to druga z rzędu bez podłączenia do prądu wzbudziła moje obawy w temacie ciepłej wody, co w odniesieniu do zimnej wody na zewnątrz wydaje mi się uzasadnione. Staliśmy co prawda przy przyjaznym pomoście restauracji ” Biała Perła” jednak nie mieliśmy dostępu do energii. Krzysiek uświadomiony w tym temacie nagle zaskoczył i poszedł sobie w dal, nie patrząc, ze właśnie lunęło poważnie,tak że nawet kaczki schowały się pod pomostem i wrócił mokry dokładnie i zadowolony zarządził przyłączanie kabli prądowych. Wystawiłam łapy na zewnątrz ,żeby wpiąć wtyczkę i już byłam mokra. Krzysiek, z którego kapało znacznie intensywnej zadowolony z siebie zasiadł do komputera i poprosił o wino. W mesie ciepło, wiec szybko wyschniemy. Dobrze jest! Świetnym sposobem na wieczór jest koncert życzeń własnych. Grzebiemy w zakamarkach pamięci własnej i internetowej i przekonujemy się , że gust muzyczny mamy zgodny niekoniecznie ;))


Nie jest źle z tą ramką 😉
Tylko teraz troche asymetrycznie 🙂 zawsze można trzymać sie wersji , że widać tylko jedna stronę