Ona: Fronty się zmieniają?

Wyspani, bo w naszej sypialni pierwszy raz temperatura nie wymagała szlafmycy biegniemy na górę wywabieni zapachem kawy i autoryzowanej witkowej pomidorowej jajecznicy. Słońce całkiem nieżle wyglada zza chmurek. Sprzątamy i wypływamy…Teraz bez wskazówek Pana portowego udaje nam się całkiem sprawnie nie zaplątać w muringi, których ilość na małej powierzchni basenu portowego przypomina makramy. Nie polecamy Mariny Millennium, bo mimo, że było wszystko co potrzebne i było czysto, uważamy że nie było warte tej ceny. Pani w recepcji zapytana o powód takiego cennika , stwierdziła , że mają mały ruch. Ciekawe podejście . Spokojnie płyniemy…do Mikołajek , bo do Rynu mamy za blisko i będzie brany pod uwagę w drugiej kolejności. W Mikołajkach wita nas piękne Słońce i koniec sezonu. Sklepy już w większości pozamykane, co cieszy naszych Panów , bo Mikołajki to jakaś specjalna strefa ekonomiczna. Narzekanie na ceny w poprzedniej marinie, odwołuję ! Tu nikt nie narzeka, praw fizyki Pan nie zmienisz… Chodzimy sobie w słoneczku , fotki robimy …Słyszę za sobą jakieś głuche dźwięki , ale jak to nad wodą głos niesie się inaczej. Krzysiek chodzi w koło, bo postanowił trafić do jakiejś opisanej w necie knajpki i wbił adres w nawigację. My jak kurczęta za kwoką za nim. Wciąż słyszę ,że do celu mamy 300 metrów. Ale spokojnie , przecież się nie spieszymy. Nagle łupnęło jakby bardziej z góry , nawigacja dalej swoje, ale porzucamy cel, nie z nami takie numery! Nauczeni przez ostatnie dni ,nie daliśmy się osaczyć przez zintegrowane siły natury. Myk ! Do pierwszej restauracji z dachem. Cały grad poszedł w bruk, a my zwycięsko zamówiliśmy rybę, tylko Krzysiek zawsze oryginalny ,wczoraj jadł stek ,dziś kociołek z mięsiwem . Jakby w domu mięsa nie było! No fakt, za dużo ostatnio nie ma, ale to wina jego wymyślnej diety cukrzycowej. Popiliśmy te ryby kapitańską herbatką z rumem i zaraz się ciepło zrobiło. Wilki morskie mają jednak sprawdzone przez pokolenia sposoby. Nie należy tego zmieniać. Przeczekalismy nawałnice i postanowiliśmy płynąć na Ryn. Ruszyliśmy spokojnie z ciepłej restauracyjki i już wchodząc na pokład nie byliśmy tacy pewni, czy musimy się ,aż tak bardzo spieszyć z odpływaniem. Za nami i nad nami niebo było czarne, tylko przed nami biały obłoczek dla zmyłki wisiał na skrawku niebieskiego. Nie trzeba było długo czekać na efekty specjalne. Grad przykrył pokład warstwą lodu, zdziwiona rybitwa schroniła się pod osłoną przedniej szyby, a my uciekliśmy do środka. Nawałnica skończyła się równie nagle jak zaczęła . Kiedy odpływaliśmy na pokladzie leżała warstwa lodowych kulek. Tym zimowym akcentem pożegnały nas Mikołajki i popłynęliśmy w pięknym sloneczku do Rynu. W Rynie jest fajnie. Podobają nam się ceny w marinie, podoba nam się marina i sam Ryn też ma swój urok. Poszliśmy sobie na zamek, bo to już sprawdziliśmy kiedyś z Krzyskiem, mieszkając w nim, że zamek jest ciekawy. Zostaliśmy na winko Ryńskie , które w odróżnieniu od Reńskiego okazało sie Mołdawskie . Pychota! Pozytywnie nastawieni wróciliśmy , bo nadszedł czas na kąpanie . Atrakcją okazał się automat uruchamiający ciepłą wodę, bo tak namieszałyśmy z Marynią ,w tym prostym przecież urządzeniu ,że Marynia miała bonusowe 10 minut w tym marinowym SPA , a ja latałam gola z ręcznikiem byle jak przywiązanym do mnie (6’C ) Kiedy byłam już gotowa , z szamponem w ręce okazało się , że mój prysznic pieniążków nie dostał . Cała sprawa była by łatwiejsza , gdyby automat wisiał wewnątrz , a nie na zewnątrz. Najwyraźniej w kapitanacie był monitoring i nasza akcja została namierzona . Przyszedł młody człowiek w puchowej kurtce i grzecznie skorygował błędy . Koniec końców wszyscy byli czyści ! Tak nas to ucieszyło, że graliśmy sobie w co się dało , aż do późnej nocy.

Mikołajki
Sprytna rybitwa
Płynę do Rynu
W marinie obsługa sprawdza wszystko
Zdobywamy zamek
Wszystko nam się podoba

1 thought on “Ona: Fronty się zmieniają?”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *