Ona : na wypasie ale bez prądu


Wieczorem odpalamy super grilla i nagle okazuję się, że kiełbasy nie współpracują. Krzysztof idzie na ryzyko ja grilluję serki halumi i camemberty. Potem wymoczeni w jeziorze kładziemy się na górnym pokładzie i staramy się wypatrzeć strarlinki zapowiedziane na prawie 23. Niebo jest super, chociaż wielki księżyc trochę utrudnia obserwację. Starlinków nie widzimy, za to nas dostrzegły komary. Uciekamy i idziemy spać.
Wstajemy sobie w naszej dziczy zbudzeni słońcem, które delikatnie prześwituje przez liście. Jest jeszcze całkiem przyjemna temperatura, a nam się nie śpieszy
Baraszkujemy w kryształowej wodzie, Krzysiek usiłuje złowić coś. Coś się wygłupia i nie chce się złowić. Potem sprzątamy ładnie po wczorajszym grillu i nawet udaje mi się utopić jego ważny element. Bohaterski Krzysztof reaguje błyskawicznie i znajduje go z łatwością mimo, że zdążył się przykryć piaskiem na dnie.
Potem poluje odkurzaczem na pająki i żeby nie było im źle dokłada im sporo wczorajszych komarów, które padły ofiarą elektrycznego pogromcy komarów. Doprowadziwszy nasz pływający dom i siebie do porządku, ładnie odpływamy. Jest piękny dzień i piękne okoliczności przyrody.
Mamy w planie tunelem przepłynąć na Mały Szeląg. Kapitan zaleca złożyć maszt topowy i posłusznie udaję się na górny pokład, a tam siedzi sobie fajny gołąb.
Na nóżkach ma obrączki i nie boi się wcale, nawet kiedy obok niego kładę maszt z banderą. Pewnie gdzieś leciał i się zmęczył, szkoda, że wybrał obiekt, który się porusza, bo może nadkładamy mu drogi.
Tymczasem obiekt czyli my, wpływamy w tunel. Tunel udaje nam się znaleźć dlatego, że bardzo chcemy. Nie ma znaków, a dla niepoznaki przed wlotem jest kąpielisko. Krzysztof używa klaksonu, co nie robi wrażenia na naszym gołębiu, który razem z nami wpływa w ciemny, wąski tunel. Pierwszy raz tak płyniemy. Podoba nam się!
Potem jezioro Mały Szeląg w całej krasie. Szukamy hotelu Anders z nadzieją na obiad i właściwie go mijamy, bo stoi na wzgórzu ukryty między drzewami.
Dopływamy do kąpieliska z plażą, na którym ćwiczy straż pożarna i ponieważ nic dalej nas nie zainteresowało wracamy i dostrzegamy nasz obiadowy hotel. Gołąb znika. Dobijamy do małego pomostu i idziemy się rozeznać. Okazuje się że możemy zostać, możemy zjeść, nie ma tu jednak prądu. Prąd jest na plaży ze strażakami i kiepskim miejscem do cumowania.
Szybka decyzja. Zostajemy. Upał nas zmusza. Wchodzimy sobie do hotelowego lobby i…inny klimatyzowany świat. Obiadek z najwyższej półki. Jestem schłodzona i zaczynam myśleć.
Nakierowani na sklep robimy zakupy, przy ich układaniu w lodówce okazuje się, że ta lekko kapie !??? No tak, brak prądu…od kilku dni. Wyciągamy nasz agregat, jednak mimo, że jest on cichy w swojej klasie, to trochę źle brzmi, kiedy obok w restauracji hotelowej goście popijając fikuśne drinki relaksują się widokiem spokojnego jeziora. Ładujemy się chwilę, udając,
że to bliżej nieokreślona kosiarka. Jednak kończymy szybko podejmując decyzję o nie używaniu prądu na łodzi.
Odpoczywamy po obiadku i kontynuując schładzanie idziemy na basen. Mimo, że pokój mamy na przystani, to jesteśmy gośćmi hotelu. Korzystamy więc! Wskakuję do basenu i długo odmawiam wyjścia
Pływam sobie do utraty tchu. Potem biorę sobie prysznic i czyściutka , oszczędzam dalej prąd na łodzi. Mycie naczyń uruchamia pompę, czyli kolacja, tez w hotelu. Można oszczędzać:-))

odkurzanie owadów
nasz gołąb
przed tunelem
w tunelu
wypływamy
hotel z drzewem ;-0
hotel z Benią

8 thoughts on “Ona : na wypasie ale bez prądu”

  1. cóż za błogi, prawie niczym niezmącony relaks ( niczym poza gołębiem)………………., a by tu w biurowcach wlaczymy ze stresem, napięciem i kłótniami. Nie wracajcie do naszego świata 🙁

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *