Słońce!!! Piękną marinę Czerwonak żegnamy z żalem i ruszamy pozytywnie nastawieni. Czytając opisy trasy planujemy rozkład zajęć. Nie do końca nam się zgadza opis w locji z realem , ale mimo, że prawy brzegów opisie jest pojęciem względnym udaje nam się zaparkować w Zielonogórze i zjeść obiadek produkcji Krysi bardzo smakowity i zakończony owocowym deserkiem. Pokrzepieni ruszamy do Wronek, które oprócz historii z Amicą niewiele nam oferują . Zmanierowani po ostatniej marinie szukamy podobnie dopieszczonych miejscówek . No i masz. Locja mówi o pysznym jedzeniu i przyjaznym otoczeniu w marinie Chorzępowie. Trochę daleko, ale mamy motyw. Płyniemy dzielnie prawie sto kilometrów , bo jeśli ma być miło to warto. No i…znajdujemy, no i szok jest całkowity. Pierwsze wrażenie , to atmosfera bajki w klimacie Alicji w krainie czarów z przewagą elementów makabryczno-irracjonalnych. Drugie już niestety mniej bajeczne. Wszechobecny kicz , spowodowany ogólnym zbieractwem czegokolwiek w jakimkolwiek miejscu 😱 W sumie wolność Tomku w swoim domku. Gospodarz na podwójnym gazie, po swoich włościach porusza się małym autkiem i serdecznie zaprasza na zupę , co nieco zaskoczeni i oszołomieni tym co widzimy, idziemy posłusznie. Krzyże cmentarne , piękne i autentycznie stare oparte o cokolwiek po drodze , manekin w brudnych szortach i bez ręki udający kariatydę powinny nam dać wskazówkę , że należy uważać . A my niestety brniemy dalej, dostajemy zupę z mąki i propozycję prysznica. Prysznic odnaleziony wśród kartonów z zawartością dziwną, ale na pewno już dawno temu spakowaną , nie wzbudza naszej sympatii. Wnioskować można ,że po wejściu pod ten kultowy prysznic człowiek ma jedynie czystsze wspomnienia. Nasz będący w stanie nieprzemijającej euforii gospodarz, zaczyna optymistyczne rachunki ,w których ma być ujęte przytwierdzenie nas cumą do drzewa i zupa z mąki. Na szczęście w połowie tych kalkulacji od których rosną nam oczy przychodzi żona Danusia i spokojnym lecz nie znoszącym sprzeciwu tonem wysyła ojca dyrektora , bo taką ksywą nazwali go miejscowi , na inne miejsce. Sama kasuje 70 złoty , tym samym tonem , wiec sprzeciwu nie było, była za to chęć ucieczki. Brud i totalny nieład , w tej nie dającej się opisać rupieciarni sprawiły, że szybciutko i szczelnie zamknęliśmy się na naszym statku , żeby ocaleć do rana. Gotowa scenografia do mało wymagających horrorów, pod tym katem godne polecenia.
SUPER RELACJA! DZIĘKI 😁
To odpowiedz, na Twój poprzedni komentarz, ale każda miejscówka moze być traktowana badawczo, jeżeli nie da się inaczej 😏
Więcej zdjęć bardzo prosze 🙂