Pauza w tym przypadku to dla mnie ok. 10 dni na lądzie. Po imprezie w Stepnicy następnego dnia pojechaliśmy do domu. Obowiązki. Dla Krzyśka obowiązki były mniej obowiązujące, bo zostawił z nimi mnie, a sam uciekł w towarzystwie następnej załogi. Ja walczyłam z przeciwieństwami i po ich pokonaniu miałam wsiąść w pociąg i dojechać tam, gdzie będzie Benia. Nie mogłam kupić biletów z wyprzedzeniem bo, nie wiedziałam dokąd uda się dopłynąć wodniakom i kiedy skończę moje zadania. Prognozy pogody pozwoliły załodze Benii dopłynąć do Świnoujścia, a mnie w sobotę udało się określić i postanowiłam, że do poniedziałku powinnam zdążyć i wyjechać. Pojechałam na dworzec kupić bilet, nauczona doświadczeniem, że internet może jest wielki, ale większe możliwości ma kasjerka. Bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że na poniedziałek biletów już nie ma. Pan w kasie zaproponował mi dopłatę do pierwszej klasy, na miejsce stojące co, jednak wydało mi się to zbytnią rozrzutnością, żeby za dopłatą stać przez 9 godzin. Padło wiec na wtorek, 6.20. Pora wczesna zwłaszcza , że do dworca też muszę dojechać. Zamówiłam taksówkę dzień wcześniej licząc ok 45 min przed odjazdem, pan taksówkarz przejęty, że mnie spóźni na pociąg przyjechał o dużo za wcześnie. Dobrze że wcześniej zadzwonił to zdążyłam wstać. Z tego asekuranctwa byłam godzinę przed odjazdem na dworcu. Ogólnie niewyspana bo, poszłam spać ok pierwszej, a wstałam o czwartej. Z tych wczesnych działań wyszło tyle, że przed szesnastą już schodziłam z promu w Świnoujściu. Krzysiek jak to on zdążył nawiązać znajomości i tym sposobem zjadłam super kolację na promenadzie w miłym towarzystwie z sąsiedniego jachtu. Lekko tylko oszołomiona brakiem snu i nadmiarem wina zasnęłam na łodzi kiwana falami.
Ona: Pauza
