Podróż czas zacząć , no to jazda… Jedziemy do Rybiny , kilka godzin i prawie nad morzem. Parkujemy w znajomej miejscówce , czeka tu na nas Łukasz i inne załogi , bo to właśnie zmiana turnusów . Jest trochę zamieszania , z braku miejsca nasz statek parkuje w drugim rzędzie , jednak udaje nam się zamieszać statkami i przestajemy biegać po sąsiednich pokładach , ale tylko chwilowo, bo zaproszeni przez sąsiadów zostajemy w przyjaznej łódce przycumowanej obok. Bardzo miło i smacznie nam się zrobiło, bo przecudowny zestaw swojskich wędlin sprawił , że życie stało się piękniejsze. Pózniej pojawił się rzemieślniczy jabłecznik procentowo idealny i pachnący sadem i stan nirwany wszedł na poziom lekko odrealniony. Dowiedzieliśmy się coś niecoś o alpakach, które już z twarzy zaciekawiły nas i rozczuliły bardzo i Krzysztof teraz bez czapeczki kapitańskiej z alpakowej wełny czuje się niekompletny. Gościnni gospodarze pokazali nam też pachnące lawndą i nie tylko , relaksujące poduszeczki i chyba odczuwamy chęć odwiedzeńia Jaśkowego Sadu , po powrocie na ląd. Nasz świetnie zorganizowany armator Łukasz zarządził odprawę i kapitanowie poszli zgodnie , acz chwiejnie niektórzy . Załogi powróciły do ważnych zadań . Po długiej odprawie odnalazł się nieco zagubiony Krzysztof , który chyba rozpaczliwie szukał drogi , bo jego stan wykazywał na duże wyczerpanie. Twierdził co prawda uparcie , że jest Prometeuszem i mrugał porozumiewawczo, żebym potwierdziła , że rozumiem z czym to się wiąże . Stawał przy tym w pozycji jednonożnej , trochę podobnej do jaskółki, ale tylko trochę. Prezentował ten performens czas jakiś i w różnych kierunkach , po czym zmęczony poległ.
Ranek wstał , Krzysztof nie . Zanęta w postaci śniadanka i sygnały dźwiękowe odpływających po kolei stateczków postawiły go jednak w pionie, lekko wychylonym. Zdumiony spostrzegł naszą samotność ..wszyscy już bowiem popłynęli jako, że most zwodzony przed nami ma swoje godziny aktywności . Niestety , mimo niebywałej mobilizacji kapitana , pozostało nam czekać na następne otwarcie. Łukasz , który pozostał na brzegu , zapoznał Krzysia z odprawą wczorajszego wieczoru , raz jeszcze , bo kursant sam się przyznał , że potrzebuje korepetycji. Skutkowało to zmianą trasy i odważnym pomysłem przepłynięcia pod zamkniętym mostem. Przynajmniej raz niski poziom wody pomógł . No i popłynęliśmy Wisła Krolewiecką spokojnie , aż do Zatoki Wiślanej , na której spokojnie być przestało. Fale jak na morzu, poszłam szukać kapoków , odkryłam ich brak. Kapiatan wytrzeźwiał , ja poszłam się napić i rozpatrywałam możliwość siedzenia w kole ratunkowym , wewnątrz wszystko przemieszczało sie rytmicznie. Kierowani odruchem bezwarunkowym popłynęliśmy wzdłuż brzegu, kiwało już znacznie przyjaźniej i tak to dotarliśmy do mostu zwodzonego w Elblagu. Most był zamknięty i Krzysztof logistycznie sprytny pooglądał sobie w spokoju Formułę 1. Już zrozumiałam , naiwna ja, dlaczego się tak ociągał. Most został podniesiony i ku radości odnaleźliśmy naszych załogantów w łodziach Łukasza i tak Elbląg musiał zmierzyć się z czterema załogami , a cztery załogi wzięły na siebie ciężar dyskusji i degustacji.
P.S. Elbląg prześliczny , jedzenie super , niesamowity, piękny wieczór w dobrym towarzystwie, w pięknym miejscu, z facetem którego kocham, na rejsie …dla takich chwil sie pływa 🚤❣️
Hej! Ruszajmy w rejs.
Do portów naszych marzeń.
Jacht gotów jest.
Wychodźcie więc żeglarze.
Kto ujrzał raz,przed dziobem,morza dal.
Powracać będzie wciąż,do tamtych pięknych fal…..
Pozostaniemy przy recytacji, bo śpiew w naszym wykonaniu bywa zbyt awangardowy 🗣
Hej! Ruszajmy w rejs.
Do portów naszych marzeń.
Jacht gotów jest.
Wychodźcie więc żeglarze.
Kto ujrzał raz,przed dziobem morza dal.
Powracać będzie wciąż,do tamtych pięknych fal…..
Ha ha ha Kapitan Krzysztof i % to nieodłączny duet na rejsie :)))
Bawcie się cudnie i ogromu słońca 🏖🏜🌅
Słońce już do nas przypłynęło,kapitan już organizuje wieczór, bo po zachodzie też warto żyć 🕺🏻
POZDRO Z DOLINY BARYCZY. TEŻ NAS NIEŹLE BUJAŁO, CHCIAŻ NIE MIELIŚMY ŁÓDKI 😁
Dlatego mam ochotę tam się wybrać . Pozdrawiamy..