Pierwszy poranek bez totalnego upału, witamy z nadzieją na oddech. Ruszamy umawiając się z załogą „Kalafiora” na nocleg w Żurawim Kącie. Ruszamy i spokojnie przez wielką wodę i w odpowiednim czasie zjawiamy się w odpowiednim miejscu. Chyba grozi nam złota karta „Fishbarki” , czyli restauracyjnej wyspy. Jesteśmy tu w krótkim czasie już po raz trzeci. Tym razem jest idealnie pięknie, bo kryzys długiego weekendu został zażegnany. Dopływamy, mamy dobre miejsce , zamawiamy, mamy stolik, jemy przepysznie naszego tradycyjnego miętusa i to jest to co lubimy. Nastawieni pozytywnie z pełnymi brzuszkami zmierzamy do noclegowni :))Żurawi Kąt już przetestowany przez nas w poprzednim sezonie,a raczej poza sezonem, tym razem jest pełen łódek i pan łódkowy przybija nas do brzegu właściwie poza granicą mariny, ale z marginesem na żaglówkę ” kalafiorową”. Tak się też dzieje i mamy komplet. Pogoda w tym wszystkim pomaga , bo jest idealnie słonecznie i nienachalnie ciepło. Idziemy z Marynią pooglądać okolicę. Jest to ciekawe dla nas mieszczuchów , bo jest to wieś prawdziwa i swoim klimatem nas zachwyca. Mijamy krowy na pastwiskach i krowy w oborach, pola kukurydzy i maki , chabry i stokrotki. Zachwyt nasz jest wielki. Wracamy zachwycone swojskością. Miłym akcentem jest Pan łódkowy, który opowiada nam o swojej pracy w kopalni Murcki ..Łapiemy nić porozumienia. Krzysiek tymczasem rozpala naszego turbo grilla i powoli lądują na min cukinie, kalafiory cebulki i kiełbaski…Robi się smacznie i do tego mamy idealnie dobrane alkohole, co kto lubi. Ten wieczór szybko się nie kończy. Kiedy opuszczają nas sąsiedzi rozgrywamy jeszcze partyjkę karcianą i późną nocą zasypiamy sprawiedliwym snem






🙂