
Po lodowatej nocy wstał słoneczny dzień z lodowatym wiatrem. Pięknie wymyci ( jak cudownie kiedy w marinie jest wszystko co powinno być w marinie, jak to cieszy) nakarmieni, ubrani mniej ochronnie ruszamy do Barcina. Ja ruszam, mimo wiatru udaje mi się odbić bez obijania pomostu. Wpływam do kanału, w którym wiatr nie pozwala ani na moment wytchnienia. Ale widoki rekompensują…są kwiaty wiosenne, kaczki małe i duże i czaple udające bociany. Pasą się też zadowolone krowy, piękna ta nasza kraina! Krzysiek od zaplecza usiłuje łowić rybę, nawet coś złowił, ale nie chce się przyznać , a ja nie mam siły go przycisnąć, bo z całej siły używam do nakłaniania łodzi by nie szukała spokoju w trzcinach. I kiedy nadszedł czas głodu, czyli w samą porę pojawia się Barcin. Zaskakuje…piękna nadbrzeżna promenada, w tle ciekawy kościół i rzeźby poustawiane wśród kwiatów. Jest też molo-cudo do którego się nadajemy jako jednostka. Doświadczenia z Konina uczą dystansu. Pod tytułem „Marina Neptun” kryje się raj dla załogantów. Możemy być zacumowani bez opłat, możemy pożyczyć rowery za kaucją zwrotną, możemy korzystać z wody , prądu i wokół są sklepiki w których chlebek i inne wiktuały, cudo!

Zachwyceni ogólnie Słońcem , wodą i przygodą karmimy się w Restauracji „Stare Kino” pyszna smażoną makrelą i żeberkami. Kto czym , nie pozostawia wątpliwości. Krzysiek wraca na łajbę poukładać kręgi lędżwiowe, ja spaceruje po wąskich uliczkach zaglądają do okien małych domków, trochę jak na Złotej uliczce na Hradczanach. Pragnąc osiągnąć pełnię Aniowego nieba postanawiam dokupić książki, bo mój zapas się wyczerpał. Ten sam manewr zakończył się niepowodzeniem w Kruszwicy, ale Barcin nie wyglądał na taki deficyt. Jednak widać czasy literatury papierowej dotknęły w pierwszej kolejności małe miasteczka, bo nie udało mi się znaleźć niczego oprócz ksiąg podatkowych


Porywa mnie lekkość Twojego pióra Aniu!) zaczynam czytać z uśmiechem i połykając łapczywie kolejne wpisy zarówno połykam powietrze !))) poczucie humoru i lekkość stylu – gdzieś-ty była gdyś/żeś nie pisała bloga …?
miło bardzo…z pewną dozą nieśmiałości tak tu sobie piszę. Zaglądałam do Twojego bloga i jestem pod wrażeniem.
On;
Ciężko było namówić, ale radość duża . Taka lekka motyka dla mojego łoma się przyda
TO PRAWDA, PISANIE BLOGA TO CIĘŻKA HARÓWA …
Restauracja w „Starych Kinie” faktycznie bardzo dobra! W drodze powrotnej odwiedźcie jeszcze knajpę w sąsiedniej kamienicy. Wygląda jak stary GS. Ceny też jak z dawnych czasów – wszystko po 3 zł. Świetny klimat i ciekawe towarzystwo. Polecam 😉 Przy okazji, jak spotkacie to pozdrówcie Irka, który często tam bywa…
Już przepłyneliśmy , teraz zostajemy w marnie w Łącku