Zjednoczone siły natury i wszelki inne odsuwały mój inauguracyjny, integracyjny wyjazd. Czekałam spokojnie. Krzysiek czekał niespokojnie. Po powrocie z wodowania, zaraz po rozpakowaniu auta zaczął się szykować do następnego rejsu. Maj robił co mógł i straszył czym mógł . Wirus nie odstraszył Krzysztofa, przyszedł jeszcze grad, śnieg i przygruntowe. Nic z tego…! Krzysiek kręcił się coraz bardziej niespokojnie. Następnego dnia po jego powrocie, delikatnie podsuwając mu pod nos internetowa prognozę pogody usiłowałam zasugerować drobne przesunięcie terminu naszego wyjazdu. Zwizualizowałam, jak umiałam scenariusz oszronionego, śliskiego pokładu, z którego zasuwamy się do lodowatej wody i toniemy, albo optymistyczniej , chorujemy bardzo przeziębieni. Nic z tego, przemyślał moje sugestie, obraził się na pół godziny i obdzwonił kogo się dało z propozycja męskiego rejsu. Morsów jednak chętnych na rejs nie bylo…znowu padło na mnie. Sprawy firmowe poukładały nam jednak czas zgodnie z pogodą. Koniec końcem nadszedł wielki dzień. Spakowanie auta przerosło moje umiejętności . Poprzednim kursem panowie zabrali wszystko i teraz pozostały do zabrania tylko drobiazgi, drobiazgi załadowały vana tak skutecznie, że dla psa zostało miejsce stojące. Pies jednak dał radę. Lekko tylko zmięty wyszedł ogólnie zadowolony z finału podróży . Zaraz potem pojawil się miejscowy husky, a ponieważ znam zaczepne usposobienie Djanga szybko i bez namysłu wrzuciłam go do bagażnika tuż przed nosem haskiego, który takiej akcji chyba nigdy nie widział , bo popatrzal na mnie z dużym wyrzutem. Krwiożerczy Django też się zdziwił , bo chyba nie zdążył huskiego zobaczyć i raczej go zaskoczyłam. Wybaczył mi jednak szybko , bo zaraz potem znalazł sie w psim niebie. Biegał jak szalony wzdłuż brzegu i zrobił sto kółek, o dużym promieniu, w tańcu szczęśliwego psa. My zajęliśmy się rozpakowywaniem. Tzn Krzysiek rozpakował drona i postanowił filmować chrzest jednostki. Był to chrzest najprawdziwszy i prawdziwym szampanem uczyniony , co do filmowania czy się udało ,to okaże się kiedyś, bo co prawda dron wisiał nad nami i świecił lampkami jednak nie udało nam sie z nim dogadać na tyle żeby pokazał co zrobił. Zajęłam sie układaniem w łodzi, będzie to moje zajęcie jeszcze czas jakiś , bo podejrzewam , że jeszcze pare razy zmienię zdanie co do tego, gdzie co powinno leżeć . Mam jednak dużo schowków i to jest fajne. Ta łódka to inny świat , tu nie ma pandemii i nie trzeba niczego dezynfekować.!!! Zmęczeni i zadowoleni, a nawet wykąpani , bo łódkowa łazienka jest super. Idziemy w ślady psa. Czekanie na jutro jest fajne.




Cała naprzód ku nowej przygodzie!!!
RĘKA DO PISANIA.JAK ZWYKLE ŚWIETNA. JUŻ SIĘ CIESZĘ NA CIĄG DALSZY.
NJECH WAS PCHAJĄ DOBRE WIATRY. BYLE NIE ZA MOCNO …. 😁