ona: Szczecin bez wody

Nadszedł czas na kolejny rejs. Benia w nowej odsłonie. Podrasowana, wypolerowana, ma nowy pokład i nowe okienko. Jedziemy podekscytowani, zwłaszcza, że droga do Benii wydłużyła się do sześciu samochodowych godzin. To możemy sobie wyobrażać jaka będzie. Dojeżdżamy już po godzinach pracy stoczni, ale widzimy jak stoi całkiem inna, przy technicznym brzegu. Brzeg trochę za wysoki jak na moje i psa nogi i po załadunku wszystkiego co przywieźliśmy i tego co przysłaliśmy w paczkach postanawiamy, że umieścimy ja w marinie przy pomoście mniej wspinaczkowym. Kapitan nakręcony sytuacją zostawia nas na lądzie i odpala motory. My biegniemy złapać cumy. Pies biegnie spacerowo, ja biegnę jak mogę bo widzę, że Kapitana fantazja ułańska w wersji wodnej ogarnęła i jak machnął ogonem na zakręcie, to o mało nie został na innym ogonie zaparkowanym spokojnie. Jest wolne szerokie miejsce w marinie i jesteśmy z Djangiem na czas. Wiatr jak zwykle zjawia się nagle i Kapitan robi wariacje na temat cumowania, a my biegamy usiłując złapać cumę jakakolwiek. Na szczęście manewr kończy się sukcesem i wszystko zostaje ustawione i przywiązane jak trzeba. Wiatr kończy robotę, słońce wręcz odwrotnie, grzeje całkiem konkretnie. Łódka zawalona bagażami i psem, który przypomniał sobie, że jest głodny i nie daje sobie wytłumaczyć, że znalezienie paczki z karmą i miejsca na miskę nie jest możliwe i skacze krok krok za mną, co na raczej wąskiej powierzchni jest dodatkowym elementem rozgardiaszu. Kapitan widząc co się dzieje i, że logicznym następstwem tej sytuacji powinno być uporządkowanie elementów zalęgających bezładnie proponuje, że kupi coś do jedzenia na początek….i tyle….i siwy dym za autem. Marina jest trochę poza centrum i to jest argument, więc nie próbuje go gonić. Zostawiam na pomoście Django z jego miską i zaczynam logistycznie rozpracowywać rozpakowywanie. Jeszcze tylko micha z wodą dla psa. No i.. z kranu się nie udaje. Wlewam wiec do miski ostatnią mineralną licząc na to, że Kapitan zadba o nawodnienie załogi. Zaczynam rozkminiać temat. Pompa pracuje, wody brak. Wyłączam pompę, bo gdzieś mam w głowie, że nie powinna na sucho pracować. Idę dalej, w łazience wylatuje z kranu żółta ciecz i tylko ona. Dzwonię do Kapitana w nadziei, że wie więcej niż ja się mogę domyślić w temacie hydrologii stateczku Benii. Nie wie, ale wraca. To mnie zastanawia, bo liczyłam na to, że zakupy na początek sezonu trwają trochę dłużej. A jednak się cieszę, bo Benia po szlifowaniu jest jednak pokryta wewnątrz białym pudrem i chciałabym ją wytrzeć przed położeniem przywiezionych czystych rzeczy. Nie ma sensu wyjmowaniu z toreb niczego jeśli nie mam czystego kawałka do zagospodarowania. Urokliwe są początki sezonu. Kapiatan wraca. Ma torby ze sprawunkami i wielką butlę wody, i nie ma pojęcia dlaczego woda nie leci z kranu. Dzwonimy tu i tam opowiadamy co i jak buczy, gdzie prycha i jak nie leci. Teorie są rożne, odpowietrzamy, szukamy zakręconych zaworów, wodę widzimy w zbiorniku, że jest, wiec najprostsza wersja odpada. Znajduję schemat instalacji i wszystko jest narysowane, opisane i proste. Wody nie ma. W bojlerze jest, nawet ciepła, w zbiorniku jest prawie po wlew, a w kranach nie ma. Przypominam sobie, że jest przecież prysznic na pokładzie kąpielowym i idę zobaczyć, czy i ten dosięgła klątwa, a tu niespodzianka. Woda leci jak trzeba, zimna, ciepła, każda. Jest to cudowne i jeszcze bardziej trudne. Postanawiam korzystać z tej która jest i wycieram co mogę i układam co mogę i powoli jest gdzie stanąć, gdzie usiąść i nawet powoli uzyskuję dostęp do sypialni. Zadowoleni i wciąż zamyśleni technicznie jemy kolację trochę niekompletną, bo Kapitan jednak, zbyt spieszył się z zakupami. Niedostatki uzupełniamy winem, bo tego na pokładzie nie brak i podejmujemy decyzję o kąpieli na pokładzie kąpielowym. Decyzja jest dobra, realizacja rozbija się o brak żelu do mycia, bo Kapitan nie skupił się na chemii robiąc zakupy. Wykorzystujemy zamienniki i idziemy w spać dalej zamyśleni nad fizycznym paradoksem, który zaskoczył nas i pokonał.

Nowa osłona od dołu do góry

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *