Upał na łódce jest niestety nie do opanowania. Nie mamy klimatyzacji i nie mamy kąpieliska mimo, że stoimy w wodzie i mamy pokład kąpielowy i trap. Niestety, woda wokół wygląda jak łąka i do kąpieli się nie nadaje. Wyparował już nam z głów pomysł odwiedzenia Sopotu, bo wczorajsza Gdynia trochę za bardzo nam dopiekła. Rano robimy spacer, jednak źle byliśmy przygotowani : Muzeum bursztynu, jeszcze nie działa, muzeum miasta też nie, i to nie że za wcześnie ze względu na porę dnia tylko sezon jeszcze się nie zaczął. Jest przecież 14-ty dzień lipca. Wchodzimy na rekonesans do Sopockiego Domu Aukcyjnego i to był dobry adres. Potem znajdujemy na szybko stolik gdziekolwiek na „neptunowej ” ulicy, byle w cieniu i z zimnym napojem. Przed nami sprzątanie łódki, bo jutro rano wyruszamy do domu. To wyzwanie, temperatura we wnętrzu jest poza termometrem. Trzeba uważać żeby nam się białko nie ścięło. Zaczynamy od zęzy, bo złudnie wydaje nam się, że tam będzie chłodniej. Krzysiek nie wiem skąd dostaje siły i co dziwniejsze ochoty do mycia i gramoli się na flydeck z cudownym płynem do czyszczenia łodzi i prosi o dostarczenie gąbek szmatek i węża z wodą. Polewa siebie i kogo się da wokoło jednak jest zadowolony. Zmotywowana idę pakować i sprzątać wnętrze. Jestem totalnie odparowana i oboje mamy kiepską kondycję kiedy spotykamy się na rufie. Robimy przerwę na obiadek w greckiej „zorbie” i to jest dobry ruch. Dostaję doradę a Krzyś ośmiornicę. Nasza wydajność wzrasta na tyle, że zbliżamy się do finału. Zadowoleni w nagrodę dostajemy szprycerka dobrze schłodzonego. Ja biegnę pod prysznic w marinie i wieczorem w całkiem dobrym nastroju idziemy zapolować na miejsca w kultowej restauracji. Intrygowało nas to miejsce, bo odkąd jesteśmy w Gdańsku co wieczór stoi tam kolejka chętnych do wejścia. Tym razem mamy czas i ochotę to sprawdzić. Trzy kwadranse i wchodzimy :-)) potem już jest tylko fajniej. Nie miałam może na pokładzie specjalnej stylizacji, jednak kłódka zamiast naszyjnika, wypadła oryginalnie. Nawet nie wiedziałam, że mi Krzysiek dorzucił taki stylowy drobiazg. Z kluczem na szyi chodziłam już wcześniej. Smacznie i stylowo. Dobre jedzenie i dobre wino. Chlebek z cudami pieczony na miejscu. Smacznosci! Tym razem Krzysiek jest zbyt zmęczony na szwendanie, jednak trzeba zrozumieć, sprzątanie jest widać antidotum na. Krzysiowe szaleństwa :-)). To był fajny i bardzo smaczny Beniowy rejs! Nam się podobało !

Kolejka za chlebem


KURCZE, WYGLĄDA, ŻE TA OŚMIORNICA TO WIELKOŚCIOWO POTWÓR Z DNA MOTŁAWY 🙂
Ośmiornica nie załapała się na fotkę. To posiłek następny „chleb i wino” i żeberka 🐖
Mam nadzieję Krzychu, że wyjaśniłeś temu chłopakowi ze zdjęcia „Kolejka za chlebem”, który stoi za Anią i z kwaśną miną dźwiga opasłą torbę swojej dziewczyny, co to są „pantofelki”? 🙂
I tak wygrywam! Nikt nie miał kłódki na szyi