Pobudka wczesna, bo to dzień serwisowy. Śniadanie jak fast food, kawa ekspres, jest tempo w wydaniu pokładowym. Zabieramy się Benią do sąsiedniej mariny i czekamy już bez pospiechu na spóźnionych serwisantów. Otóż są! Mają wszystkie części i narzędzia…i zaczyna podać. Podobno przejściówka. Siedzimy, gadamy jest miło…tylko okazuje się w rozmowie, że dźwig nas nie wyciągnie jak jest deszcz, bo się coś tam ślizga. Tego jeszcze nie było! To przecież pierwszy przegląd. Taki klimat. Umawiamy się na jutro w innym miejscu, do którego panowie obiecują podjechać mega autem, z mega wózkiem i spokojnie nas wyciągnąć z wody i przetransportować na drugą stronę drogi do warsztatu. Ma być szybciej, taniej i wygodniej. Czemu nie. Odpływamy więc do Szczecina na starówkę, żeby pooglądać miasto i coś fajnego zjeść. Kiedy wpływamy do mariny niedaleko Wałów Chrobrego okazuje się, że po drodze nowe Morskie Centrum Nauki, niestety jesteśmy za późno, bo już zamykają i zapraszają na jutro. Ok. To znajdujemy super restaurację i cudownie odnowieni postanawiamy przeprawić się na drugą stronę rzeki. Najprościej okazuje się łódką. Przybijamy do nadbrzeża po drugiej stronie i po małych poszukiwaniach sposobu przejścia przez szeroką ulicę docieramy na starówkę. Zaczynamy od lodów i….i zaczyna lać. Biegniemy schować się do kawiarni i zamawiamy kawę. Pijemy, pijemy, pijemy…a za oknem deszcz, deszczyk, ulewa. Czas mija…czas wracać. W przerwie miedzy ulewą większa i średnią docieramy na pokład. Odpływamy pod tęczą prawdziwą z planem powrotu jutro, bo rano przegląd zaplanowany na ok 1.5 godziny i potem cały dzień na Szczecin.. Po drodze oglądamy wodowanie wielkiego statku, który wyciągają z doku holowniki. Dla nas śródlądowców, to jest wielka akcja. Po drodze mijamy pogłębiarkę, też ciekawe. Tak docieramy do naszego all inclusive w marinie i już spokojnie robimy podejście do niepruderyjnych natrysków i kabin toalet.
