Krzysiu wykąpany w zimnej wodzie wieczorem, wstał radosny jak skowronek następnego dnia. Jedząc śniadanie obserwowaliśmy dzieci, które z opiekunkami przyszły na tę samą plażę. Od takich w pampersach,, do prawie szkolnych. Słońce było super, jednak woda chyba została podobnie chłodna, jak wieczorem, a całe to małe towarzystwo taplało się przy brzegu jak mu pasowało. Panie wychowawczynie nie mieszały się wcale, tylko obserwowały co się dzieje. Dzieciaki szalały w wodzie na drzewach i w piachu. W którymś momencie Panie zarządziły odwrót. Małe wpakowały do dużego wózka bagażowego, większe poszły za wózkiem i wszyscy byli zadowoleni. My też. Po śniadanku płyniemy dalej do Lychen, czyli po naszemu do Lichenia. Miasteczko małe, ale ładne, spokojne i czyste. Na spacer daleki nie ma co liczyć, ale znajdujemy basztę i kościół. Gorzej z mapami wodnymi. Z braku jakichkolwiek udajemy się do informacji turystycznej, ale tu też map wodnych brak. Wszędzie są za to zimorodki. Może to symbol miasta, jednak nie umiem się doczytać w tej kwestii. Wracamy spokojnie robiąc po drodze zakupy w netto, bo problemem tu jest kwestia drobnych euro i usiłujemy rozmienić to co mamy. Za prąd wodę i coś tam trzeba płacić w monetach, bo kasują automaty. Czasem też w marinie trzeba mieć gotówkę. tego nie przewidzieliśmy w naszych planach. To taki spokojny dzień, kończymy go relaksacyjnie i w lekkim deszczu. Jutro wyprawa po auto do Szczecina, ale wcześniej wodna droga do Prieper. Zachwyca nas nasz nowy trip, zadziwia brak internetu, płatności kartą i …brak smażalni i wędzonych ryb. Przecież wody wokół dostatek.
