ona: Za mołdzi na sen, za starzy…

Tym razem budzimy się w środku wichury. Tutaj cumuję się najczęściej tak, że tył mocuje się do dwóch pali, które są umieszczone tak, ze nasza trzy metrowa na szerokość łódka musi ostrożnie wpływać i wypływać, bo margines błędu jest mały. Przy silnym wietrze robi się to trudne. Stwierdzamy jednogłośnie, że idziemy na spacer i zobaczymy co będzie. Odkąd tu jesteśmy wieje, trochę mniej, trochę więcej ale wieje. Mimo słońca wiatr jest zimny. Idziemy na spacer i zauważamy, że miejscowi są do tego wiatru przyzwyczajeni i przystosowani. Urywa im głowy bez czapek, ale nikt się tym nie przejmuje. Kawiarnia z parasolami ma potężne ich nogi zamurowane na sztywno. Wszystko co może fruwać jest przytwierdzone. Trochę jak u nas nad morzem. Spacerujemy sobie po czystym ładnym miasteczku, jest sobota i wszystko już zamknięte. Kolorowe ogrody przy domach z ciekawą metaloplastyką. Ładne wystawy. W dużym parku z rzeźbami ciekawy kościół, a w środku wystawa rzeźby. Ciekawa. Dalej oranżeria z salą muzyczną i chyba przygotowaniami do koncertu. Dla mnie dobre określenie to „sielsko”. Wieczorem w portowej restauracji z widokiem na Benie i zachodzące słońce jemy sandacza ze szparagami jedyne, co dla mnie tu jest wyjątkowo smaczne. Woda chlupie słońce zachodzi….Liczyliśmy na jakąś nadwodną akcje związaną z równonocą, ale cisza. Musze jeszcze pochwalić kwietne łąki na trawnikach, odpowiednio dobrane nasiona dają super efekt.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *