Ona: Zabeniowana

Kiedy nadszedł dzień właściwy, pojechalam do Iławy do Krzysia na Benię. Przemyślawszy sprawę korków, które ostatnio baaaardzo wydłużyły trasę Benia – Dom, pojechałam do Iławy Pendolinem. Jaki to dobry pomysł okazało się już w domu, kiedy rozkład jazdy określił czas podróży na cztery godziny. Poza tym pociąg się nie zgubi, ja zawsze. To była dobra decyzja, podróż w klimatyzacji i spokoju. Zrelaksowana i zadowolona zostałam odebrana z pięknego dworca w Iławie i taksówką przetransportowana do mariny (2km). A tam pełne zaskoczenie…Krzyś zostawiony samotnie na łodzi, sam przez kilka dni…Uwaga! Posprzątał ją idealnie, okna też!!! Do tego: pełna lodówka rybki świeżutkie, wędzone, na kolację i truskawki na potem. Już widzę wielkie oczy, tych czytelników którzy bliżej znają Krzyśka..,A jednak to właśnie się stało. Zdumiona i wzruszona, trochę zagubiona, że nie ma o co pomarudzić, udałam się z moim Nowym Krzysztofem na wieczorny spacer…w celu kupienia mu czapeczki, bo zapomniał, a świeci…Całkiem oszołomiona dostałam propozycję wyboru kostiumu kąpielowego, z której jednak nie udało mi się skorzystać w wieczór czwartkowy. Nic to, Nowy Krzyś obiecał, że odwiedzimy rankiem firmowe butiki???!!!😲😍🙄🤗😎. (zastanawiam się czy mu zrobić badanie daktyloskopijne w celu potwierdzenia tożsamości)

Dworzec Iława. Główna

I nastał ranek po pięknej cieplej nocy. I poszliśmy sobie w Iławę, ale ponieważ do centrum butikowego droga okazała się bardzo daleka, a upał był już wielki, więc wróciliśmy zahaczając o sklep żeglarski „Barakuda”. Okazało, się to strzałem w dziesiątkę bo Krzysiek ma super czapeczkę i spodenki, a ja marynarskie spódnico spodenki, w których można nawet pływać bo to specjalny szybkoschnący materiał. Jesteśmy zadowoleni i łódkowo wystrojeni. W sielankowym nastroju ruszamy po benzynę, godzina 12ta piątek. Sezon na wodzie w pełni , łódki sobie pływają tylko stacja benzynowa dla łódek zamknięta. Jest jednak szansa, bo za godzinę powinni ja otworzyć. Za nami następni zdziwieni, czyli sympatyczna rodzina na skuterze wodnym. Poczęstowaliśmy ich naszym kanistrem benzyny, bo nie miało sensu żeby czekali, a dla nas to nie było rozwiązanie. My musieliśmy zatankować się do pełna, bo po przeglądzie trzeba tak zrobić i dolać trzy małe butelki magicznego płynu, który jest nie wiem do czego. Rodzinka odpłynęła, my czekamy. Przypłynęła następna motorówka i wspólnie czekamy na godzinę zero, zabawiając się rozmową. Fajnie. Tymczasem nadpływają następni i następni. Kiwamy si wszyscy na wodzie i czekamy.. Widzimy, że podjeżdża cysterna z paliwem i paliwo zostaje w stacji uzupełnione i tyle. Pan z cysterny czeka z nami. On ma telefon do Pana z obsługi stacji. Jednak nic to nie daje, bo telefonu nikt nie odbiera. Robi się 13,30 i mimo, że nikt się nie spieszy to jednak trochę już nam się znudziło. Jednak ta historia kończy się dobrze. Przychodzi Pan, wszystkich tankuje, my jesteśmy pierwsi. Bo w końcu stoimy już półtorej godziny. I tak uważamy , ze Pan ze stacji jest sympatyczny. Odpływamy zadowoleni. W planie Siemiany i dobry obiad w „Szopie” którą poprzednia załoga przetestowała. Dopływamy, cumujemy i idziemy do bosmana zapłacić. Bosmana nie ma płacimy w lodziarni (!) i biegniemy głodni do „Szopy” „Szopa” zamknięta! Zza płotu dostajemy info, że jutro od rana będzie wejście. Dziwne ,że piątek po południu to zła pora na otwarcie. Cóż, idziemy do „Karczmy” i jemy całkiem dobrze i miło. Kontem oka łapię medialną twarz. Czyli to sprawdzona miejscówka 🤗.

Upał, Krzysiek dedecyduje się na kąpiel, woda podobno ciepła, tylko, że nie ma kąpieliska , a dla mnie pływanie między łódkami w marinie jest za dużym wyzwaniem.

Wystrojony Krzysiek

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *