Piątek obudził nas słonecznie, czyli standard. Ruszamy do Jabel, bo tam jest marina w której Krzysiek chce załatwić zimowanie. Przynajmniej porozmawiać w tym temacie. No to płyniemy w słońcu i całkiem fajnym wietrze. Znajdujemy marinę i zaczynamy szukać miejsca i sposobu podejścia, bo wiatr szaleje, jednak nadchodzi hafenmajster i z pomostu uzgadniamy przekrzykując wiatr i fale, że miejsca nie ma. No to robimy zwrot i szukamy miejsca do cumowania gdziekolwiek, bo kapitan chce pogadać i nie ma innej wersji. Pierwsza wolna wyrwa w szuwarach i stajemy. Wciśnięci w wysokie trawy gubimy wiatr i nagle okazuje się że jest poważny upał. Kapitan jednak jest uparty, nawet się zastanawiam, czy znam go z tej strony, że aż tak. Po analizie jednak potwierdzam, że miał to wcześniej. Teraz jednak ciągnie mnie ze sobą w upale, najpierw przez tropikalne lasy, potem przez asfaltową patelnię i do osoboworowerowej ścieżki którą kilometr suniemy do mariny trawersując po drodze strumień i tory kolejowe. W marinie ta sama osoba w postaci hafenmajstra, która nie dała nam cumować wyraźnie ubawiona, że jednak jesteśmy informuje uprzejmie że na zimę Benia tutaj nie ma szans. Kieruje nas jednak do mariny w kanale, o nazwie Eldenburg, bo tam może uda się znaleźć miejscówkę zimówkę. No to dziękujemy za info, jemy w marinowej tawernie obowiązującą rybę z frytkami i przypisanym do niej piwem i pokrzepieni wracamy znanym traktem, na którym upal już przekroczył 30′ na naszą łódź. Łódź zabiera nas na znacznie łagodniejsze klimatycznie wodne obszary. Cudownie. Wpływamy we wskazany kanał szeroki jak duża rzeka i znajdujemy marinę. Im dalej od naszej granicy tym większe łodzie wokół. W tej marinie to już przesadnie wielkie. Cześć rezydencka to same kolosy. Silniki też mają wielkie i ogólnie wyglądamy jakbyśmy tu przez przypadek zacumowali. Idziemy pooglądać i popytać. Miejsca na zimę nie mają, to chociaż na noc zostaniemy. Wokół mariny domki do wynajęcia i hotelik, czy jak to nazwać…pensjonat. Po drodze dużo mijaliśmy apartamentowych segmentów z miejscami do cumowania. Można je sobie wynająć albo kupić. Przy tej ilości jezior i łódek to dobry pomysł. Chociaż nie tani. Tymczasem w kapitana wstąpiła nowa nadzieja, bo odezwała się marina z którą korespondował wcześniej, zwolniło się miejsce. No to przerabiamy plany i na jutro umawiamy się, podpłyniemy i zobaczymy.


